wtorek, 23 grudnia 2014

"Znak czterech" - Artur Conan Doyle

Seria: Sherlock Holmes
Tytuł: Znak czterech
Tytuł oryginalny: The Sign of Four
Autor: Artur Conan Doyle
Ilość stron: 178
Wydawnictwo: ALGO

Wygląda na to, że znów miałam przerwę w pisaniu. Na szczęście nie w czytaniu - wciąż pochłaniam Filary Ziemi i zanim je skończę jeszcze trochę czasu minie. Tymczasem, łapiąc oddech w okresie Świątecznym, wracam do przeczytanych już książek.

Sherlock Holmes tylko czeka na jakąś wartą uwagi sprawę. Szczerze mówiąc - czeka na jakąkolwiek. Gdy zjawia się panna Morstan nie zwraca uwagi, jak doktor Watson, na jej urodę, ale pochłania każde słowo opowiadanej historii. Trzeba dodać, że niezwykle intrygującej. Otóż, od śmierci ojca co roku na święta otrzymuje jedną perłę. Jest to rzecz niezwykła, ale do tej pory tajemnicą owiane było nie tylko pochodzenie prezentu, ale i darczyńca. Dość niedawno panna Morstan otrzymała list, w którym ktoś nalegał na spotkanie... Nadawca sugeruje, że może wziąć ze sobą dwóch towarzyszy. O eskortę prosi więc Sherlocka Holmesa i towarzyszącego mu doktora Watsona. Razem udają się na spotkanie. Ruszając w drogę nie spodziewają się, że przyjdzie im zmierzyć się nie tylko z przeszłością ojca panny Morstan, ale też z ludźmi gotowymi na wszystko. Z ludźmi, którzy podpisują się Znakiem Czterech.

Nie ukrywam, że znałam zakończenie zanim sięgnęłam po książkę. Wiele razy, w wielu wersjach widziałam adaptacje Znaku Czterech. Jednak książka, to zawsze książka, bez względu na to czy historię się zna, czy nie. Sherlock Holmes powraca i rozwiązuje kolejną, ciekawą i nietypową sprawę. Poszukiwania przeplatają się ze wspomnieniami nadawcy listu (i nie tylko), nietuzinkowe metody śledcze stawiają czoła wyzwaniom stawianym przez sprawę jak i sceptycyzmowi funkcjonariuszy Scotland Yardu. Akcja ma swoje tempo, które nie zwalnia ani na chwilę. Są momenty, w których możemy złapać oddech, ale zaraz znów ruszamy w pościg lub wysilamy nasze zwoje mózgowe by rozwikłać zagadkę.

Pojawiające się w tej części postaci są dość charakterystyczne dla opowiadań o Holmesie. Oczywiście są Sherlock jak i doktor Watson, których relacja staje się coraz bardziej zażyła, pojawia się niezawodna Banda z Baker Street oraz gosposia - pani Hudson. Oprócz nich mamy zaszczyt poznać młodą, urodziwą i bardzo zaradną pannę Morstan, która przychodzi z zagadką do rozwiązania. Tajemniczego nadawcę listu pragnącego sprawiedliwości oraz dziwnego przybysza z nieznanego nam lądu. Jest też standardowo detektyw ze Scotland Yardu, który najpierw znieważa metody Holmesa, potem im pobłaża, a na końcu przypisuje sobie wszystkie zasługi. Mieszanka pierwsza klasa!

Książkę czyta się szybko i przyjemnie. Jest to dawka akcji, zagadek i tajemnic, które można rozwiązać w jeden wieczór, a wspominać trochę dłużej. Na prawdę bardzo dobra, polecam (chociaż Sherlocka chyba nikomu polecać nie trzeba... ;) ).

Ocena: 7/10 (bardzo dobra)

niedziela, 23 listopada 2014

"Niewidzialna korona" - Elżbieta Cherezińska

Seria: Odrodzone Królestwo
Tytuł: Niewidzialna korona
Autor: Elżbieta Cherezińska
Ilość stron:762
Wydawnictwo: ZYSK i S-ka


Wreszcie! Posucha czytelnicza zakończona jak okres oczekiwania na Króla podczas rozbicia dzielnicowego! Mam tylko nadzieję, że nie skończy się to kolejną przerwą, bo zanim po Przemyśle II koronowano Wacława II minęło trochę lat... Co prawda 4 to nie 200, ale liczę na to, że analogia nie będzie taka dosłowna. 

"Królestwo to więcej niż Król."

Po zamachu w Rogoźnie, które zakończyło się królobójstwem a tym samym śmiercią Przemysła II, pierwszego od ponad dwustu lat koronowanego władcy Podzielonego Królestwa nic nie było już takie jak dawniej. Między Radą Królewską powstał konflikt. Po pierwsze nikt nie wiedział kto stoi za zamachem. Podejrzewano zarówno Brandenburczyków, z królową Małgorzatą na czele, jak i Zarębów. W lochu uwięziono Michała, który przyznał się do czynu, którego (jak wiemy) nie popełnił. Kolejnym punktem sporu był następca tronu. Królowa nie mogła władać samodzielnie, a księżniczka Rikissa była zbyt młoda by pójść za mąż. Poza tym chwilę przed odjazdem do Rogoźna Przemysł II zdążył ją zaręczyć... Tak więc część Małej Rady opowiadała się za powołaniem na tron księcia kujawskiego Władysława, część wolałaby widzieć na nim Henryka Głogowskiego, księcia śląskiego. 

"Dwa miecze..."


Konflikt związany z następcą tronu narastał. Władzę można było w dwójnasób - zbrojnie lub dzięki układom. Najlepiej jednak mieć przekonujące argumenty w obu kwestiach. Dlatego właśnie chociaż na tron powołano Władysława, chociaż zapisano go Głogowczykowi to realną szansę na zwycięstwo miał tylko Vaclav II. Jednak kimże jest władca bez insygniów? Koronę i płaszcz mógł otrzymać, ale miecza koronacyjnego nie było... A może były dwa? Dwa miecze związane z Polskim Tronem, dwa miecze związane z Władcami panującymi i wygnanymi... Dwa, które dawały siłę, wiarę i wierność. A kto znajdzie się w ich posiadaniu będzie musiał rzucić wyzwanie losowi.

"Dwie korony..."


Walka o władzę toczyła się nieustannie, a tymczasem Jakub Świnka postanowił za wszelką cenę pielęgnować to, co udało się uzyskać dzięki koronacji Przemysła II. Zjednoczenie Królestwa jeszcze się nie dopełniło, a już mogło pójść w niepamięć.  Dlatego też ważna była ciągłość dynastii, ciągłość państwa. Chociaż złotą koronę włożył na głowę Przemyślida, to ta najważniejsza, niewidzialna, sakramentalna korona naznaczyła czoło arcybiskupa. Jakub Świnka jako potomek Piastów wziął na ramiona ciężar odpowiedzialności za losy Królestwa. I przyrzekł koronować w przyszłości Króla, dzięki któremu dopełni się Zjednoczenie.
"Jedno Królestwo."


Chociaż władza skupia się w jednym ręku, to Królestwo tworzą ludzie. Nie tylko Ci posiadający korony i miecze. Gra o los Królestwa toczy się dalej, a jeszcze nie odkryto wszystkich kart i nie wszyscy gracze zasiedli przy stole... W ruch pójdą przepowiednie Starców Trójgłowa, dzicy zmierzą się z zakutymi w stal rycerzami, zielone panny rozbiegną się po świecie... Każdy spróbuje ugrać jak najwięcej, czasem w swoim imieniu, a czasem będąc na czyichś rozkazach...

Długo czekałam na powrót do Polski z okresu rozbicia dzielnicowego, do bohaterów historycznych, w których Cherezińska tchnęła nowe życie. I nie zawiodłam się! Fabuła, chociaż teoretycznie znana nam z lekcji historii, wciągnęła mnie bez reszty. Postaci pojawiające się na kartach książki są jak z krwi i kości. Mają swoją przeszłość i przyszłość, upodobania i lęki... Oprócz tych, którzy pojawili się już wcześniej, w Koronie śniegu i krwi, mamy kilku nowych bohaterów. Na kilku może uda nam się spojrzeć z innej strony... Szczerze mówiąc brakuje mi słów żeby oddać entuzjazm z jakim sięgałam po książkę - w domu, tramwaju i na uczelni. Niewidzialna korona była dla mnie wybawieniem w natłoku pracy. Czasem płakałam wraz z bohaterami, czasem śmiałam się z nimi. Często żałowałam, że historia nie potoczyła się inaczej, ale cóż, tak bywa.

Teraz przyjdzie mi tylko czekać na kontynuację i zachęcać wszystkich do zapoznania się z Niewidzialną koroną i oczywiście Koroną śniegu i krwi!

Ocena: 9/10 (rewelacyjna)

sobota, 8 listopada 2014

"Rogi" | Film

Tytuł: Rogi
Tytuł oryginalny: Horns
W rolach głównych: Daniel Radcliffe
Gatunek: Horror
Reżyseria: Alexandre Aja
Polska premiera: 31. października 2014
Produkcja: USA, Kanada

Ostatnimi czasy wzrosła u mnie oglądalność filmów i nieco spadła ilość czytanych książek... Ale na szczęście całkiem literatury nie zostawiłam, a filmy, które mam przyjemność oglądać są na prawdę dobre. Mniej lub bardziej realistyczne, ale ciekawe i intrygujące. Do takich zdecydowanie mogę zaliczyć Rogi. Film jest zeszłoroczną produkcją, która dopiero niedawno zagościła na ekranach naszych kin. 

Ig (Daniel Radcliffe) i Merrin (Juno Temple) byli uroczą parą. Byli, bo Merrin została zamordowana. Jednego dnia śmiała się, planowała i decydowała o swojej przyszłości, a kolejnego już nie żyła. Sąsiedzi, rodzina i policja widzieli tylko jednego winnego jej śmierci - według nich sprawcą był Ig. "Tak, wierzymy, że ją kochałeś. Zbrodnie najczęściej popełnia się z miłości, nie z nienawiści." Jedyną osobą, która wspierała go i broniła od zarzutów był Lee - najlepszy przyjaciel chłopaka. Jako jedyny nie widziała też... rogów, które pewnego dnia wyrosły na czole Ig'a. Za ich sprawą ludzie w jego obecności skłonni byli do robienia rzeczy zupełnie niezgodnych z ich naturą i z obowiązującymi normami. Czy rogi, które każdy może zobaczyć, są przekleństwem i oznaką winy? Czy może nieadekwatnie do tego z czym nam się kojarzą mają być błogosławieństwem?

Przez większość seansu byłam jak w transie. Motyw oskarżonego, niekoniecznie winnego chłopaka skrzywdzonej dziewczyny nie jest mi obcy, ale nie na tym skupia fabuła Rogów. To, co jest na prawdę istotne w tym filmie, to nie odszukanie winnego by oczyścić się z zarzutów (co oczywiście również jest dość ważne), ale wymierzenie kary. Ig starając się dowiedzieć co się stało tej feralnej nocy cofa się do wspomnień sprzed kilku dni i sprzed kilku lat. Dzięki temu poznajemy historię znajomości z Merrin, poznajemy ich przyjaciół. Wszelkie waśnie z dzieciństwa, niezałatwione sprawy, drobne przysługi... Wszystko takie niewinne i takie brzemienne w skutki! Tytułowe rogi są ważnym elementem fabuły, który do ciekawej historii dodaje odrobinę paranormalności. To one są powodem wielu powodzeń jak i niepowodzeń głównego bohatera. Mam też wrażenie, że to przez nie film nosi miano horroru, a nie dramatu lub thrillera. 

Efektów specjalnych nie ma może zbyt wiele, ale te, które się pojawiają są na całkiem przyzwoitym poziomie. Rogi bardzo mi się podobały, tak samo jak pełzające wszędzie węże. Żeby jednak być całkiem szczerą muszę przyznać, że przesadzono z udziwnieniami w scenie finałowej. No nie, po prostu nie! Gdyby nie fantazyjnie odstrzelona głowa, balrog i płonący anioł byłabym w stanie to zaakceptować, ale to już było dla mnie za dużo! W efekcie całą akcję skwitowałam tylko stwierdzeniem "W jaki sposób on pomaga mu chodzić? Dostał w udo! Powinien wykrwawić się w ciągu 4 minut, a ta scena trwa już 5!" zamiast powiedzieć "Ale czadowo wygląda!".

Co do obsady - aktorzy zagrali na prawdę świetnie! Jedną z zabawniejszych rzeczy w tym filmie było oglądanie "młodego Pottera" - wspomnień z dzieciństwa Ig'a, w którym grany jest przez Mitchell'a Kummena. I ta myśl przecinająca umysł jak błyskawica - "Harry tak nie wyglądał!". Ale tak zupełnie serio wypada powiedzieć, że Daniel Radcliffe to kawał dobrego aktora. Owszem, prawdopodobnie do końca życia będę utożsamiała go z rolą Chłopca Który Przeżył, ale grając potrafi wykreować zupełnie inną postać, zerwać z dotychczasowym wizerunkiem i stworzyć coś nowego. Bardzo spodobali mi się też Lee grany przez Max'a Minghella oraz brat Ig'a - Terry, w którego wcielił się Joe Anderson. Byli najbardziej charakterystycznymi postaciami drugoplanowymi w tym filmie. Dodawali akcji pikanterii i tajemniczości.

O fabule było, a efektach specjalnych i aktorach też. Mogłabym dorzucić jeszcze parę słów o zdjęciach i muzyce, ale te nie wyróżniały się niczym specjalnym. Spełniały swoje role znakomicie, czyli przekazywały to co mieliśmy zobaczyć, wzmacniały ten przekaz i budowały napięcie. Idealnie wkomponowały się, a może połączyły wszystkie czynniki budujące ten film. Co z tego wyszło? Musicie zobaczyć sami. Mi osobiście Rogi przypadły do gustu, chociaż jedną czy dwie sceny mogłabym zupełnie wyrzucić lub chociaż drastycznie zmienić. Mimo wszystko, a może właśnie dlatego polecam serdecznie.

wtorek, 4 listopada 2014

"Zaginiona dziewczyna" | Film

Tytuł: Zaginiona dziewczyna
Tytuł oryginalny: Gone Girl
W rolach głównych: Ben Affleck, Rosamund Pike
Gatunek: triller, dramat
Reżyseria: David Fincher
Polska premiera: 10. października 2014
Produkcja: USA


W tym tygodniu udało mi się skraść kilka wolnych chwil i uciec ze świata liczb, bramek logicznych i języka C++ do... kina. Tak właśnie. Uciekłam i biegnąc na oślep trafiłam na Zaginioną dziewczynę. No może nie tak całkiem na oślep, bo prawdę mówiąc podążałam za tłumem pragnącym zobaczyć ten film. Ale grunt, że trafiłam. 

Amy i Nick są dokładnie pięć lat po ślubie. Od niedawna mieszkają w małym miasteczku w Missouri, gdzie przeprowadzili się z Nowego Jorku. Ich życie nie układa się tak kolorowo jak dawniej. Oboje stali się tacy, jakimi nigdy nie chcieli być: On - marudzącym nieudacznikiem wiecznie przesiadującym w barze, Ona - zrzędliwą panią domu. Gdy w dniu 5. rocznicy ślubu Ona znika.... On staje się głównym podejrzanym o zabójstwo. Poszukiwania Niezwykłej Amy trwają, śledztwo posuwa się naprzód i z każdą chwilą jest coraz więcej dowodów na winę Nick'a. Napięcie rośnie, gdy na jaw zaczynają wychodzić dowody świadczące o jego niewinności i pojawia się myśl: może to jednak nie było tak?

Zaginiona dziewczyna to film, który ma wiele atutów. Wyliczanie mogę zacząć od znakomitej obsady: Ben Affleck w roli Nicka i Rosamund Pike jako Amy, jego żona, to para znakomicie dobrana. Tworzą razem prześliczny obrazek, ale pod maską cudownego małżeństwa skrywają brudne tajemnice. Jako jednostki Amy i Nick są równie wyraźni. Ona pozornie bezbronna potrafi zadbać o siebie jak mało kto, On rozdarty miedzy tym co jest, a tym co powinno być stawia czoła sytuacji, w której się znalazł. 

Kolejną mocną stroną tego filmu, od której w zasadzie powinnam była zacząć, jest fabuła. Żaby nie zdradzać zbyt wiele skupię się jedynie na początku akcji i budowaniu napięcia, które narasta z każdą minutą. Wyobraźmy sobie dzień jak co dzień. Wyjście z domu, standardowe odwiedziny w barze, rozmowa z siostrą i nagle... telefon od sąsiada: kot biega przed domem. Cóż zrobić - skoro kot przed domem, to pewnie ktoś nie domknął drzwi. Czyli, że żona wyszła i zapomniała, albo może on ich nie zamknął, a ona siedzi gdzieś na górze... No trudno, trzeba wrócić. Powrót nieśpieszny, bo przecież kot od siedzenia na dworze nie zdechnie. Po wejściu do domu... narastająca panika. Drzwi niedomknięte, żony nie ma. W salonie przewrócony stolik, rozbite szkło. Co mogło się stać? Policja, przesłuchanie. Nagle z "dnia jak co dzień" Nick trafia do piekła. Okazuje się, że Amy zniknęła, przepadła bez śladu. Wszystkie ślady jakie udało się znaleźć policji świadczą na niekorzyść Nicka. Ten z kolei wygląda na oszołomionego i sprawia wrażenie niezdolnego do zarzucanych mu czynów. Czy jest znakomitym aktorem czy może ofiarą misternie utkanej intrygi? Czy sprawca całego zamieszania działał w pojedynkę? Czym się kierował? To i wiele innych pytań przychodzi do głowy jak lawina. Odpowiedź na wiele z nich odnajdziemy dość szybko, a mimo to film nie staje się nudny - przeciwnie! My wiemy coś, czego nie wiedzą bohaterowie. Czekamy w napięciu na ich ruch znając zagranie przeciwnika...

Czy były jakieś słabe strony? Jeśli tak, to nie zwróciłam na nie większej uwagi. Można by dopatrywać się jakichś niedociągnięć czy niespójności... ale szczerze mówiąc - nie warto na siłę.

Pójście na Zaginioną dziewczynę do kina było strzałem w dziesiątkę! Film poruszył kilka cięższych kwestii - jak na dramat przystało. Trzymał w napięciu, co moim zdaniem jest warunkiem wystarczającym do nazwania go thrillerem. Fabuła była spójna, bohaterowie realistyczni. Pomysł... nie wpadła bym sama na takie rozwiązanie! Zdecydowanie pozytywnie oceniam ten film i polecam serdecznie :)

niedziela, 2 listopada 2014

"X-Men" | Film

Seria: X-Men
Tytuł / Tytuł oryginalny: X-Men
W rolach głównych: Hugh Jackman, Patrick Steward, Ian McKellen
Gatunek: Sci-Fi, Akcja
Reżyseria: Bryan Singer
Polska premiera: 13. października 2000
Produkcja: USA

Spotkania z X-Menami czas zacząć. Dziwię się, że dotąd nie miałam okazji obejrzeć ani jednaj części z tej serii... Zapalnikiem okazał się najnowszy film X-Men: Przeszłość, która nadejdzie. Widziałam go w kinie jakiś czas temu i postanowiłam nadrobić zaległości i zapoznać się z historią X-Menów. Czy było warto? Na razie jak najbardziej tak!

Z Marie coś jest nie tak. Gdy chłopak, z którym się całuje nagle dostaje drgawek i ledwie uchodzi z życiem dziewczyna postanawia uciec jak najdalej od domu. Okazuje się, że na dalekiej północy jest zupełnie inaczej niż sobie wyobrażała. Przez szczęśliwy, a może nieszczęśliwy zbieg okoliczności spotyka mężczyznę nazywanego przez wszystkich Wolverine. Szybko okazuje się, że on też nie jest normalny - regeneruje się z niesamowitą szybkością, a ponadto z wierzchu dłoni wyrastają mu trzy metalowe pazury. Wolverine jej jedyną szansą na wydostanie się z ponurego miasteczka. Gdy już ruszą w drogę ktoś postanowi ich zatrzymać. Ktoś inny przyjdzie z pomocą i da schronienie. W ten sposób Marie i Logan trafią do Szkoły dla Utalentowanych profesora Charlesa Xaviera. Jednak nie będzie ona końcem, a zaledwie początkiem przygody. Kto i dlaczego na nich napadł? Kim jest Magneto? Jaki związek z tym wszystkim ma tocząca się debata na temat Mutantów?

Cóż mogę powiedzieć? Jeśli nie to, że na prawdę mi się podobało, to nie wiem co. Począwszy od ciekawej fabuły, na którą składa się historia poszczególnych postaci, ogólna sytuacja społeczna oraz relacje między jednym a drugim, a skończywszy na dynamice obrazu i dźwięku. Nie było to porażające i powalające z nóg dzieło, ale film na wysokim poziomie, przy którym w napięciu oczekiwałam na dalszy rozwój akcji. Muszę również dodać, że oprócz wymienionych powyżej czynników pojawia się wiele innych. Na przykład Hugh Jackman, który zyskał moją sympatię wcielając się w rolę Wolverina. Tak na prawdę podobała mi się gra aktorska całej obsady: w rolach Profesora i Magneto Patrick Steward oraz Ian McKellen, Halle Berry jako Storm, James Marsden - Cyklop, w roli Marie Anna Paquin oraz Pamke Janssen jako Jean. Oprócz nich uczniowie Szkoły dla Utalentowanych, czarne charaktery i przechodnie. Wszyscy oni stworzyli alternatywną rzeczywistość, w której znajdujemy się oglądając X-Men'ów.

Polecam bardzo! Jeśli ktoś jeszcze nie miał styczności z tą serią to musi to zmienić, jeśli miał - może sobie przypomnieć początki. :))

niedziela, 28 września 2014

"Sezon burz" - Andrzej Sapkowski

Tytuł: Sezon burz
Autor: Andrzej Sapkowski
Ilość stron: 404
Wydawnictwo: SuperNOWA

Od dawna (czytaj: od kiedy pojawił się w księgarniach) zamierzałam kupić Sezon burz. W końcu się udało: książka zawitała na mojej półce. Na przeczytanie nie czekała długo - już po kilku dniach otworzyłam ją i wyruszyłyśmy w podróż: w przenośni i rzeczywistości. Wiedźmin towarzyszył mi w podróży do Dani, a ja jemu podczas... sezonu burz.

Wiedźmin nie raz i nie dwa wpadał w kłopoty. Tym razem były one wyjątkowo poważne. Wiedziony chęcią odebrania nagrody za kolejnego zabitego potwora oraz najedzenia się do syta w bardzo dobrze znanej oberży trafił do królestwa Kerack. Jego problemy zaczęły się w chwili przekroczenia bram miasta Kerack i długo miały się nie skończyć. Najpierw starł się z niezbyt uprzejmymi strażniczkami, następnie został zatrzymany i wtrącony do więzienia, by potem wyjść z niego i dowiedzieć się, że miecze, które zostawił w depozycie zostały zabrane, a cały posiadany majątek zastawiony w celu pokrycia kosztów rozprawy sądowej i zadość uczynienia za popełnione (lub nie) zbrodnie podatkowe. W takiej sytuacji Białowłosemu pozostało tylko jedno - za wszelką cenę odnaleźć miecze.

W Sezonie burz możemy odnaleźć znane nam już ze zbiorów opowiadań oraz Sagi o Wiedźminie postaci: pojawia się bard Jaskier, czarodziejka Yennefer oraz oczywiście wiedźmin Geralt. Są oni przedstawieni w typowy już dla siebie sposób. Osoby zaznajomione ze światem stworzonym przez Sapkowskiego bez problemu zrozumieją działania każdego z nich. Jednak czytelnicy, którzy po raz pierwszy zawitają na ziemie, po których stąpają wiedźmini (lub poprzednie książki czytali na prawdę bardzo dawno temu) mogą poczuć się nieco zagubieni. Postaci, nawet te, które poznajemy dopiero w Sezonie burz, są nakreślone dość schematycznie i powierzchownie, bez zagłębiania się w szczegóły ich osobowości i charakteru. Dodaje im to trochę tajemniczości, ale również sprawia, że ich decyzje są dla nas niezrozumiałe.

Chociaż historia jest zupełnie niezwiązane z poprzednimi przygodami Wiedźmina to wypada umieścić ją gdzieś na osi czasu. Sezon burz nie jest ani kontynuacją, ani wstępem do sagi o wiedźminie. Akcja powieści dzieje się gdzieś "pomiędzy" wszystkim co znane nam do tej pory. Dlatego właśnie czuję pewien niedosyt. Publikacja tej książki dawała autorowi możliwość wyjaśnienia kilku tajemnic lub dodania czegoś istotnego - chociażby do historii z Ciri. Podświadomie trochę na to liczyłam. Tymczasem jest to historia zupełnie oderwana od tego, co w sadze o wiedźminie stanowiło trzon akcji. Z jednej strony jest to powiew świeżości, spojrzenie na wiedźmina i jego przygody z nieco innej strony. Bez (prawie) żadnych związków z przeszłością i przyszłością. Z drugiej jednak wyrwane z kontekstu ganianie bez mieczy po świecie, konflikty z czarodziejami i plątanie się w pałacowe intrygi. Bez ładu, składu i sensu powracanie do świata, który spełnił już swoją rolę. Wracanie tyleż sentymentalne ileż momentami irytujące. Do kroćset!

Wypada też wspomnieć co wspólnego ma tytuł z fabułą. Nie chodzi tu jedynie o metaforyczną burzę, która niewątpliwie nadciągnęła i przez długi czas nie chciała Garalta opuścić. Czarna, burzowa chmura przysłoniła nie tylko szczęście i fart Wiedźmina, ale również często gościła na niebie podczas jego podróży. Każde wydarzenie poprzedzał lub podsumowywał błysk rozdzierający niebo, łomot grzmotu w oddali lub strugi deszczu, w których przyszło moknąć bohaterom. Istny sezon burz.

Chciałoby się rzec "wielki powrót", ale... nie był tak wielki. Przed oceną książki sięgnęłam pamięcią do zbiorów i ocen całej sagi o Wiedźminie i ze zdumieniem odkryłam, że wszystkie części oceniłam jako "bardzo dobre" (z pewnością dlatego, że oceny na lubimyczytac.pl dodawałam długo po lekturze). Nie "wspaniałe" czy "rewelacyjne". Musiałam więc uznać to za punkt odniesienia do oceny Sezonu burz. Dlatego właśnie otrzymał bardzo mocne 6. Nie mniej jednak polecam wszystkim miłośnikom gatunku oraz samego Wiedźmina. Czytało się przyjemnie i nie zobowiązująco, chociaż liczyłam na trochę więcej.

Ocena: 6/10 (dobra)

czwartek, 25 września 2014

"Bezmyślna" - S. C. Stephens

Seria: Bezmyślna
Tytuł: Bezmyślna
Tytuł oryginalny: Thoughtless
Autor: C. S. Stephens
Ilość stron: 669
Wydawnictwo: Akurat

Zwykle nie czytam takich książek, ale postanowiłam dać szansę Bezmyślnej. Fabuła zapowiadała się nawet ciekawie, a ponadto byłam w nastroju do czytania książek o uczuciach, emocjach i tym wszystkim... A do tego nastrój trzeba mieć. Bez namysłu (prawie jak bohaterka książki) uznałam, że będzie to wymarzona lektura na kilka dłuższych wieczorów. 

Kiera i Denny są nierozłączni. Kiedy chłopak otrzymuje propozycję stażu w firmie na drugim końcu kraju dziewczyna postanawia zrobić wszystko by przeprowadzić się razem z nim. Udaje jej się przekonać rodziców i przenieść na inną uczelnię. Po przyjeździe do Seattle zamieszkują u Kellana, przyjaciela Danny'ego z czasów gimnazjum, frontmana zespołu grającego w barach i pubach. Początkowa niechęć Kiery do Kellana przeistacza się w tolerancję, a później przyjaźń. Gdy Denny zmuszony jest wyjechać na kilka miesięcy do innej filii swojej firmy, a potem zgadza się przyjąć stałą posadę w odległym od Seattle Tuscon Kiera robi kolejną rzecz bez zastanawiania się nad konsekwencjami - zrywa z Dennym i spędza noc z Kellanem. Od tej chwili już nic nie będzie takie jak dawniej.

"Bezmyślna" to na prawdę trafiony tytuł! Kiera od początku aż do końca robi wszystko bez zastanowienia się, dzieła instynktownie i... bezmyślnie. To sprawiło, że nie mogłam, no po prostu nie potrafiłam jej polubić, współczuć jej a już w ogóle stało się dla mnie niemożliwe wczuć się w jej sytuację! Nie przeczę, że często kierujemy się emocjami, mnie też się zdarza, ale nie na taką skalę! Pozostali bohaterowie Bezmyślnej są już nieco bardziej przystępni. Danny i Kellan są raczej sztampowymi przedstawicielami zdrad (a przynajmniej tak zawsze się wydaje). Ten pierwszy spokojny, kochający, czuły i stateczny, ten drugi nieposkromiony, szalony, uwodzicielski i zmienny. Jak to w takich historiach bywa obaj przystojni, ale ten pierwszy po prostu przystojny, a ten drugi aż nieziemsko przystojny. Też działali mi na nerwy, ale mniej. Najbardziej polubiłam postaci wybitnie drugoplanowe. Jenny, kelnerkę, która pracowała z Kierą; Annę, siostrę Kiery i Evana oraz Matta, członków zespołu Kellana. Oni wydawali się... normalni. Myślący. Czasem kierujący się instynktem, ale zawsze rozważający konsekwencje. 

Ostrzał przerwę na krótką chwilę i zaraz po trafionym tytule pochwalę okładkę. "Nie oceniaj książki po okładce" mówili, a ja nie słuchałam sięgając po Bezmyślną (kierowałam się też paroma innymi rzeczami, ale o tym zaraz). Zdarza się... Cóż, książka przynajmniej na półce będzie ładnie wyglądała. Wydanie jest na prawdę śliczne - zdjęcie pełne kolorów, grzbiet w pięknej zielonej barwie z drobnymi zdobieniami. 

Idąc dalej natrafiamy na coś co w powieści jest najważniejsze - fabuła. Bezmyślna ma 669 stron, a to tylko jedna z trzech części serii. Zastanawiałam się przez długi czas jak można napisać tyle o trójkącie miłosnym!? A można... Szczególnie wtedy, gdy przez większość książki dzieje się to samo: wstać rano, wypić kawę, przytulić się do kochanka, przytulić się do chłopaka, pójść na uczelnie, pójść do pracy... i znów od początku. Z małymi urozmaiceniami w stylu "z którym dziś się prześpię?". Niewiarygodne, że przez to przebrnęłam! Czasami można było bez wahania ominąć kilka stron i wciąż być w tym samym miejscu, bo Kiera rozmyślała nad sensem życia albo na przemian odpychała Kellana od siebie a to znów go całowała. Po n-tym opisie dałam sobie spokój z zapoznawaniem się ze szczegółami tych przydługich scen miłosnych (może kogoś to kręci, ale sorry, nie mnie). Dopiero pod koniec dzieje się coś innego, ale... mogło się wydarzyć 200 stron wcześniej i wtedy może bym tak nie narzekała. Z resztą - zdążyłam już się całkiem na wszystkich wkurzyć zanim zaczęli trochę myśleć.

I znów wstawka z plusami, bo wiadomo, że nie wszystko jest tak bardzo złe. To co mówią inne recenzje (które czytałam w trakcie lektury zastanawiając się, czy tylko mnie tak wszystko w tej książce irytuje) jest po części prawdą. Opis z okładki też nie kłamie: historia ta jest "pełna uczuć, emocji i dramatycznych sytuacji". Te fragmenty, w których ładunek emocjonalny jest ogromny są rewelacyjne. Kilka razy łzy pociekły mi po policzkach ze wzruszenia, ze smutku, ze szczęścia. W takich chwilach potrafiłam sobie wyobrazić targające bohaterami wątpliwości, wstrząsające nimi emocje, które musieli tłumić. Ale to zdecydowanie za mało, żeby zatrzeć złe wrażenie monotonii i bezmyślności.

Nie twierdzę, że książka jest zła, ale nie twierdzę też, że jest dobra. To zdecydowanie kwestia gustu i przyzwyczajeń, ale mnie na kolana nie powaliła. Myślę jednak, że spodoba się wszystkim rozmiłowanym w historiach miłosnych i ludziom o zwiększonej tolerancji na nie-myślenie bohaterów literackich. Gdyby wyciąć z książki najlepsze fragmenty i złożyć je w całość wyszłaby całkiem fajna, około 300 stronicowa, bardzo przystępna do czytania powieść. Jeśli komuś zatem nie przeszkadza dodatkowe 300 stron, które można przeczytać pobieżnie to serdecznie polecam :)

Ocena: 5/10 (przeciętna)

Książkę otrzymałam dzięki wydawnictwu MUZA.

środa, 3 września 2014

"Harry Potter i więzień Azkabanu" - J. K. Rowling

Seria: Harry Potter
Tytuł: Harry Potter i więzień Azkabanu
Tytuł oryginalny: Harry Potter and the Prisoner of Azkaban
Autor: J. K. Rowling
Ilość stron: 450
Wydawnictwo: Media Rodzinna


Któż nie zna Harry'ego Pottera? Chyba wszyscy wiedzą kim był "Chłopiec, Który Przeżył". Ja też wiem, ale raz na jakiś czas nie zaszkodzi przypomnieć sobie o co właściwie chodziło w książce. Filmy, które z resztą uwielbiam, nie oddają całkiem charakteru powieści i nie są w stanie przekazać wszystkich informacji zawartych w pierwowzorze. Poza tym Harry Potter i więzień Azkabanu to część, którą w swoim wcale nie długim życiu przeczytałam najmniej razy. Teraz nowiutka książka trafiła na moją półkę żeby uzupełnić kolekcję i stwierdziłam, że nieczytana książka nie może stać wśród tych przeczytanych...

Z pilnie strzeżonego więzienia dla czarodziei ucieka groźny morderca. Mówią o nim nawet w mugolskich mediach, co oznacza, że zbieg jest wyjątkowo niebezpieczny. Harry w tym czasie spędza jak zwykle letnie wakacje u Dursley'ów na Privet Drive 4, skąd nieświadomy zagrożenia pewnego dnia ucieka. Od tej pory natyka się na czarnego kudłatego psa. Według profesor Trelowney, nauczycielki wróżbiarstwa - jednego z nowych przedmiotów, którego Harry, Ron i Hermiona uczą się w trzeciej klasie, ten pies to Ponurak: omen śmierci. Jaki związek istnieje między Syriuszem Blackiem, jedynym czarodziejem, który uciekł z Azkabanu a Harrym Potterem? Czy i w tym roku Harry'emu przyjdzie zmierzyć się z Sami-Wiecie-Kim? Jeśli ktoś jeszcze tego nie wie to najwyższy czas to zmienić! 

Jestem trochę starsza niż wtedy, gdy po raz pierwszy czytałam HP i więzień Azkabanu. Mimo to przeżywałam całą historię ponownie z niesłabnącym zapałem śledząc losy bohaterów, ich emocje i działania. Niektóre sceny odtwarzały się w mojej pamięci samoistnie. Były to te, które w filmie zaadaptowano z niezwykłą dokładnością, z dialogami słowo w słowo. Inne musiałam sobie wyobrazić i chyba to sprawiało mi największą frajdę. 

Język, jak to w książkach młodzieżowych, jest bardzo przystępny. Nie ma zbyt wielu dziwnych słów (poza tymi całkiem magicznymi oczywiście, ale do niech na końcu zamieszczony jest słowniczek) ani rozdmuchanych w nieskończoność zdań. Każdy szczegół cieszy tu odbiorcę. Niezbyt długie, ale trafne opisy, dynamiczne dialogi, zabawne sytuacje. Przez 450 stron książki przewija się wiele emocji, tych pozytywnych i negatywnych, które pozwalają czytelnikowi wczuć się w sytuację bohaterów i zrozumieć ich świat. Harry, Ron, Hermiona i pozostałe mniej lub bardziej ważne postaci uczą nas wagi przyjaźni, zaufania, oddania sprawie, poświęcenia i wiary w swoje umiejętności. Uczą nasi i również bawią. Nic dziwnego, że Harry Potter jest uwielbiany przez czytelników na całym świecie! 

Film to nie to samo co książka, więc jeśli ktoś z serią miał do czynienia tylko na srebrnym ekranie to najwyższy czas to zmienić! W końcu nikt nie chce być mugolem :)

Ocena: 9/10 (rewelacyjna)

wtorek, 2 września 2014

"Szpieg, który mnie kochał" - Ian Fleming

Seria: James Bond
Tytuł: Szpieg, który mnie kochał
Tytuł oryginalny: The Spy Who Loved Me
Autor: Ian Fleming
Ilość stron: 166
Wydawnictwo: Rzeczypospolita

Oderwałam się od pochłaniającego mnie świata fantasy i ponownie sięgnęłam po coś z gatunku sensacji. Kolejna część przygód Jamesa Bonda była zupełnie inna od pozostałych i z pewnością zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. 

Vivienne Michel wróciła do Kanady po pięcioletnim pobycie w Anglii. Zostawiła za sobą szkołę, w której miała stać się prawdziwą damą, kilkoro przyjaciół, parę miłych wspomnień i złamane serce. Była młoda, ale już zdążyła się przekonać czym są zawody miłosne. Postanowiła nie oglądając się na nikogo ruszyć w podróż, zwiedzić Amerykę, poznać kogoś, ale przede wszystkim zadbać o siebie. Nie wiedziała, że w motelu, w którym się zatrzyma spotka ją oferta pracy, a potem całkiem nieoczekiwany zwrot akcji, po którym znajdzie się w samym centrum misternie uknutej intrygi. Nie wiedziała też, że spotka Jamesa Bonda...

Już na samym początku dało się zauważyć odmienność Szpiega, który mnie kochał od innych książek o agencie 007. Powieść napisana została w narracji pierwszoosobowej, a postać relacjonująca nam wydarzenia jest kobietą. Historia nie zaczyna się od super tajnego spotkania agentów, szalonego pościgu czy opisu niebezpiecznego bandziora, ale od przemyśleń i wspomnień Vivienne. Jest to swojego rodzaju traktat o nieszczęśliwej miłości, upadłych nadziejach i istotnych zmianach. To droga do motelu, w którym dziewczyna obecnie się znajduje, w którym rozgrywa się akcja powieści. To nie jest typowa książka akcji, ale odpowiadał mi jej charakter i styl, w którym została napisana. W końcu jest to opowieść nie tylko o życiu pewnej dziewczyny z Kanady, ale o komandorze Bondzie, najlepszym agencie Brytyjskiego MI6! 

Książka nie była gruba, liczyła zaledwie 166 stron, więc pochłonęłam ją w jeden dzień, czytając głównie w tramwaju. Powieść trzymała w napięciu, ale wielu rzeczy można było się domyślić (szczególnie jeśli James Bond jest znany czytelnikowi). Mimo to czytało się przyjemnie i nie uważam, żeby był to czas zmarnowany. Oczywiście padła znana dobrze każdemu kwestia: "Nazywam się Bond. James Bond." i pojawiły się stałe elementy każdej historii agenta 007, czyli walka z oprychami (Horror i Spluwak na prawdę dawali radę), broń ukryta w walizce i piękna dziewczyna. Język jak zwykle prosty, ułatwiający skupienie się na akcji, a nie otoczeniu.

Jedynym minusem tego wydania jest zdecydowanie okładka, która swoją tandetnością mnie osobiście kuje w oczy (ale przecież "książki nie ocenia się po kładce"). No i może trochę już oklepany schemat powieści, który akurat w tej części został nieco zmodernizowany. Poza tym Szpieg, który mnie kochał zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Ian Fleming utrzymał swoją serię na poziomie, a mnie, jako czytelnikowi, nie pozostaje nic innego jak polecić innym i sięgnąć wkrótce po kolejną część Jamesa Bonda.

Ocena: 7/10 (bardzo dobra)

sobota, 30 sierpnia 2014

"Achaja: Tom III" - Andrzej Ziemiański

Seria: Achaja
Tytuł: Achaja: Tom III
Autor: Andrzej Ziemiański
Ilość stron: 409
Wydawnictwo: Fabryka Słów

W chwilach takich jak ta zaczynam się zastanawiać dlaczego nie używam części dziesiętnych przy punktacji książek... Tom III Achai był na prawdę znakomity! Dużo lepszy od Tomu II i... minimalnie tylko odstawał od Tomu I. Zakończenie serii gwarantuje nam rozwiązanie wielu wątków oraz ogromną ilość napięcia, działań wojennych i... sami zobaczycie!

Arkach nie jest już tylko małym nieistotnym królestwem, ale realnym zagrożeniem dla cesarstwa Luan. Wojsko dowodzone przez Biafrę i Achaję nieustannie zmierza do centrum imperium. Z drugiej strony z armią Troy podąża Zaan, Syrius i książę Orion. Gdzieś po imperialnych drogach wędruje też czarownik Meredith. Wszyscy oni czują, że podjęte przez nich działania zakończą pewną epokę - nie tylko w ich życiu, ale w dziejach całego znanego im świata. Jakie wyzwania czekają na naszych bohaterów w drodze do Syrinx, stolicy Luan? Kto okaże się prawdziwym wrogiem, a kto sprzymierzeńcem?

Do tej pory zachwycałam się w Achai głównie różnorodnością postaci i ciekawymi zwrotami akcji. Tym razem nie będzie inaczej. W III Tomie poznajemy bliżej Cesarza Luan oraz Pierwszą Nałożnicę Cesarstwa - Annameę. Z tej pary szczególnie ta druga narobi wiele zamieszania. Przepiękna i niezwykle władcza kobieta osiągnie swój cel nie oglądając się na nikogo. Muszę przyznać, że moja niechęć do tej postaci przerodziła się w uwielbienie i zachwyt. Annamea ujęła mnie swoją zawziętością, uporem i humorem, tak, że na koniec nie wiedziałam czy bardziej lubię ją czy Achaję, która w ostatniej części trylogii często miewała wahania nastrojów, które próbowała ujarzmić hektolitrami wódki i stekiem przekleństw. Mimo to postać Achai księżniczki Arkach, córki Wielkiego Księcia Archentara, szermierki natchnionej wciąż budziła moją sympatię. Zdobyli ją też epizodycznie występujący Nolaan i Virion - dwaj inni niezwykli szermierze.

Jeśli chodzi o zwroty akcji i nieprawdopodobne szczęście (lub nieszczęście) bohaterów to muszę przyznać, ze zostałam mile zaskoczona. Autor na szczęście nie zaserwował nam kolejnych zmiennokształtnych monstrów, które obdarzyły niesamowitymi zdolnościami główną bohaterkę, ale dokonał innej niezwykłej rzeczy - z wielką wprawą w świat miecza i łuku wplótł armaty, pistolety i karabiny. Plastycznie i nie nachalnie opisał sceny batalistyczne, których było na prawdę sporo, nie pomijając przy tym emocji i uczuć żołnierskich.

Co mi się nie podobało? Chciałabym powiedzieć, że nie było nic takiego, ale niestety. Fabuła i bohaterowie przemawiają zdecydowanie na plus. Jednak język w Achai i sposób komponowania tekstu zaczął mnie drażnić (na szczęście dopiero pod koniec przygody z tą serią). Monologi długie na stronę, do tego stale rosnąca liczba przekleństw, którymi bohaterowie raczyli się przy każdej możliwej okazji budziły zgrozę. Rozumiem, są to zabiegi potrzebne dla wzmocnienia wypowiedzi, ale ile można???

Ogólnie rzecz biorąc mój poziom irytacji nie osiągnął na tyle wysokiego poziomu, by chociażby zrównoważyć ekscytację, która towarzyszyła mi podczas czytania III Tomu. Dlatego też, gdy przewróciłam ostatnią stronę, pełna byłam różnych emocji. Wszystkie istotne wątki doczekały się swojego zakończenia. Większość tych mniej istotnych również. Mam nadzieję sięgnąć niedługo po Pomnik Cesarzowej Achai, ale na razie muszę chwilę ochłonąć. Przyswoić sobie wszystko co ostatnio się wydarzyło w świecie Achai. Polecam na prawdę bardzo!

Ocena: 8/10 (znakomita)

środa, 27 sierpnia 2014

"Assassin's Creed: Tajemna Krucjata" - Oliver Bowden

Seria: Assassin's Creed
Tytuł: Tajemna Krucjata #3
Tytuł oryginalny: The Secret Crusade
Autor: Oliver Bowden
Ilość stron: 492
Wydawnictwo: Insignis

Chwilę temu dowiedziałam się, że zaczęłam przygodę z asasynami nie od pierwszej, ale od trzeciej części... Ale to nic! Moja Prywatna Młodsza Siostra, zakochana za równo w grze jak i książce, powiedziała, że tak lepiej. Wierzę. Sama zaczęłam zbierać informacje i okazuje się, że wydarzenia z Tajemnej Krucjaty poprzedzają wszystkie inne. Czyli początek jak najbardziej chronologiczny.

Chociaż Altaïr, mistrz bractwa asasynów, był powszechnie znaną postacią zarówno wśród swych braci jak i mieszkańców Bliskiego Wschodu, to jego prawdziwą historię znało niewielu. Pod koniec swojego życia postanowił jednak ją opowiedzieć Niccoló, który spisał ją na kartach swojego dziennika. Dzieje Altaïra owiane były tajemnicą, która dotyczyła nie tylko jego, ale również Templariuszy i ich Skarbu. Aby zmyć hańbę, którą się okrył, odzyskać rangę Mistrza i udowodnić oddanie sprawom Zakonu musiał przemierzyć Ziemię Świętą i wyeliminować dziewięciu nieprzyjaciół - cele wyznaczone mu przez Wielkiego Mistrza Al-Mualima. Historia jego dokonać naznaczona była krwią ofiar, ufnością, która nie raz zgubiła młodego Altaïra, zdradą, dzięki której dojrzał i miłością wynagradzającą wszystko. Porażki, zwycięstwa i Credo wyznaczały mu drogę, którą musiał podążyć, by zrozumieć siebie i pomóc Bractwu. Czy jego poświęcenie zostanie wynagrodzone?

Początki mojego romansu z asasynami były trudne. Kiedyś młodsza siostra próbowała przekonać mnie do zagrania w grę, ale nie bardzo mi to szło. Po książkę sięgnęłam trochę z przymusu - na wakacje wzięłam dwa tomy Achai, które skończyłam zdecydowanie szybciej niż zamierzałam. Jedyną książką, która nadawała się do czytania była właśnie Tajemna Krucjata. Gdyby nie fakt, że nic innego nie wpadło mi wtedy pod rękę pewnie odłożyłabym tą książkę po sześciu pierwszych (dość krótkich) rozdziałach. Poza fragmentami opisującymi krajobraz lub sytuację miałam wrażenie, że czytam poradnik do gry. Za każdym razem, gdy na kartach książki gościł Altaïr (a robił to wyjątkowo często) otrzymywałam dokładną instrukcję pod tytułem "co zrobić żeby przejść tą misję". Wrażenie to potęgowało nagromadzenie wyjątkowo długich zdań pełnych czasowników. Na szczęście wraz z rozwojem akcji moje odczucia zaczęły się zmieniać. Może przywykłam do szczegółów dotyczących pokonywania tras dachami i dokładnych relacji ze wspinania się po murze, a może było ich mniej... Nie wiem. Wiem na pewno, że fabuła była na tyle ciekawa, intryga na tyle zagmatwana a postaci tak charakterystyczne, że wszystko inne nie miało już znaczenia. Chciałam po prostu wiedzieć jaki będzie dalszy los Altaïra. Bez względu na to czy będzie musiał skoczyć na wóz z sianem czy pochylić głowę i wtopić się w tłum uczonych.

Zostałam pochłonięta. Oczarowała mnie nie tylko historia Altaïra, ale również klimat i echo czasów, w których rozgrywa się akcja. Bliski Wschód z przełomu XII i XIII wieku zrobił na mnie na prawdę duże wrażenie. Nie dziwię się zatem, że moja Prywatna Młodsza Siostra tak bardzo zafascynowała się kulturą i historią tamtych rejonów.

W grę może jeszcze kiedyś spróbuję zagrać, ale trochą czasu minie zanim się na to zdecyduję. Póki co czytam książki i polecam je nie tylko graczom. Assassin's Creed: Tajemna Krucjata to pełna przygód i tajemnic powieść, która nie raz zaskoczy i wzruszy do łez. Spowoduje złość, gniew i niedowierzanie, ale również współczucie i radość. Ze względu na tematykę i postać samego asasyna - zabójcy nie jest to na pewno książka dla najmłodszych czytelników, ale tym starszym powinna się spodobać. Altaïr zabierze Was w podróż, z której wrócicie odmienieni... : )

Ocena: 7/10 (bardzo dobra)

środa, 20 sierpnia 2014

"Achaja: Tom II" - Andrzej Ziemiański

Seria: Achaja
Tytuł: Achaja: Tom II
Autor: Andrzej Ziemiański
Ilość stron: 643
Wydawnictwo: Fabryka Słów

Kontynuacja przygód Achai - księżniczki Troy oraz czarownika Mereditha i Syriusa, fałszywego księcia była na prawdę wciągająca. Nie powiem, że tak dobra jak pierwsza część, ale wystarczająco dobra, żeby móc się nią zachwycić i czytać z zapartym tchem.

Achaja ucieka. Bez ustanku szuka sposobu na wyrwanie się pogoni. Z piętnem niewolnicy i tatuażem znaczącym luańskie panny z domów publicznych stara się znaleźć dla siebie miejsce. Ale czy zdoła odszukać spokój po tym co przeszła? Nie każda kobieta jest przecież biegła w posługiwaniu się bronią, wojskowej musztrze i dworskich ukłonach równocześnie. Achaja może zapomnieć o świecie, ale świat nie zapomni o Achai. Przyjdzie czas, w którym będzie musiała z powrotem walczyć o swoje.

Syrius i Zaan oraz Meredith pojawiają się w tomie drugim dużo rzadziej. Podczas gdy pierwsza dwójka wciąż dobrze się trzyma na dworze księcia Oriona korzystając z wielu przywilejów, knując i spiskując celem zdobycia jeszcze większej władzy, Czarownik snuje się po świecie to tu to tam próbując spełnić wolę jednego z Bogów.

Ogromnym plusem tej części jest wprowadzenie nowych bohaterów. Oprócz znanych nam z pierwszego tomu postaci możemy poznać niezbyt mądre, ale zaprawione w boju i wierne wojowniczki armii Arkach, nieco zbyt pedantyczną, ale uroczą czarownicę Arnne, Biafrę, syna Królowej, który jest jedynym mężczyzną w armii oraz wiele innych wcześniej wspomnianych lub całkiem niespodziewanych stworów i ludzi. Poza tym towarzyszymy wciąż Achai, Syriusowi, Zaanowi i Meredithowi, którzy stają się nam coraz bliżsi. Autor rozwinął w drugim tomie kilka wątków rozpoczętych w Achai, rozpoczął też kilka nowych. Niektóre, jak kolejna wyprawa wojenna Achai okraszona wielką ilością bitew czy nowatorska gra strategiczna księcia Syriusa przypadły mi do gustu. Inne, związane z tajemniczymi istotami kryjącymi się w wielkiej puszczy, już niekoniecznie. Mimo to muszę przyznać, że zwroty akcji były dość niespodziewane. Fabuła nie była przewidywalna, wiadomo - kilka razy bez trudu domyśliłam się o co tak na prawdę chodzi, ale w większości przypadków nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje. To też zdecydowanie na plus!

Prócz tego muszę przyznać, że wszystko począwszy od języka - zależnie od potrzeb wulgarnego lub kwiecistego, poprzez długie i krótkie dialogi oraz monologi, bohaterów dobrych i złych, fabułę i ubarwiające powieść obrazki splatało się w jedną, bardzo składną całość i nadawało konkretnego charakteru książce. Achaja tom II to świetny dowód na to, że polska fantastyka jest na prawdę dobra! Polecam serdecznie i wkrótce zabieram się za trzeci tom!

Ocena: 7/10 (bardzo dobra)

czwartek, 31 lipca 2014

"Achaja: Tom I" - Andrzej Ziemiański

Seria: Achaja
Tytuł: Achaja: Tom I
Autor: Andrzej Ziemiański
Ilość stron: 688
Wydawnictwo: Fabryka Słów


Na prawdę od bardzo dawna chciałam sięgnąć po tą książkę. Od jakiegoś czasu słyszałam o niej co chwilę od różnych ludzi, więc kiedy tylko nadarzyła się okazja kupiłam wszystkie trzy tomy i zaczęłam przygodę z Achają. Czy spełniła moje oczekiwania? Nie do końca tego się spodziewałam, ale zostałam pozytywnie zaskoczona i muszę przyznać, że to rzeczywiście świetna książka. Znakomita wręcz!

Wskutek intryg macochy Achaja, córka jednego z siedmiu książąt Troy, zostaje wysłana do wojska. Przyzwyczajona do dworskiego życia dziewczyna długo nie może się odnaleźć w nowej sytuacji - sypianie na ziemi, ubieranie krótkich tunik... Przecież nie do tego została stworzona! Achaja musi jednak przetrwać i z każdym dniem spędzonym na szkoleniu zdaje się bardziej rozumieć reguły świata, w którym się znalazła. To jednak nie wystarcza. Kiedy żołnierze zostają wysłani w drogę nikt tak na prawdę nie wie dlaczego i dokąd idą. Wszystkim pozostają tylko domysły... Co czeka Achaję po pierwszej w jej życiu bitwie?

Meredith, czarownik, zostaje pewnego dnia odwiedzony przez jednego z Bogów. Ten powierza mu prawie niewykonalne zadanie - udaj się na wyspę Zakonu i pokonaj Czarownika Wyspy, aby zająć jego miejsce. Przed Zakonem drży każdy, nawet tak znakomity czarownik jak Meredith, ale co innego może począć? Udaje się w drogę, by stawić czoło magii tak potężnej, że nie jest sobie tego w stanie wyobrazić. Czy osiągnie swój cel?

Zaan jest, a raczej był, skrybą świątynnym gdzieś w dawno zapomnianej już przez świat wsi. Gdy spotkał Siriusa wydało mu się, że może przeżyć najwspanialszą w życiu przygodę - taką jak te, o których czytał w zakazanych księgach w zakonnej bibliotece. Gdy starzec i młodzieniec złączą siły nikt nie będzie w stanie bronić się przed ich intrygami. Nikt - nawet książęta królestwa Troy, nawet Zakon. Czym zaskoczą nas Zaan i Sirius?

Achaja to powieść wielowątkowa. Skupiamy się na trzech historiach, których bohaterowie są w pewien sposób powiązani ze sobą. Księżniczka, Czarownik, Skryba i Tajemniczy Rycerz - na pozór nic ich nie łączy, ale w drodze można spotkać każdego. Wyżej wymienione postacie są głównymi bohaterami Achai. Każda z nich jest perfekcyjnie dopracowana - od wyglądu poprzez historię życia, rzeczy, które lubi i których się obawia aż do marzeń i planów. Oprócz tych czworga w książce pojawia się wiele innych bohaterów. We wszystkich zostało tchnięte życie. Wydają nam się prawdziwi, bo każdy z nich otrzymał własny, niepowtarzalny styl. Dużym plusem książki, oprócz na prawdę rewelacyjnych postaci, jest organizacja życia społecznego, tło powieści, czyli wszystko to, co związane z Królestwem Troy, jego polityką, handlem i położeniem, wojnami i dworskimi intrygami. Fabuła zawiera w sobie wszystko, czego potrzeba dobrej książce fantasy. Dodatkowym atutem Achai jest język. Książka została napisana przez polskiego autora, a co za tym idzie możemy tu znaleźć wiele gier słownych, ale również nawiązań do naszej historii. Całość składa się na naprawdę znakomitą powieść. A to przecież dopiero pierwszy tom... Mam nadzieję, że kolejne spodobają mi się jeszcze bardziej!

Podsumowując - szczerze polecam, szczególnie mocno (ale nie tylko) miłośnikom gatunku. Sceptykom, którzy uważają, że polska literatura nie jest dobra również radzę przeczytać Achaję. Na pewno zmienicie zdanie :))

Ocena: 8/10 (znakomita)

piątek, 25 lipca 2014

"Geneza" - Jessica Khoury

Tytuł: Geneza
Tytuł oryginalny: Origin
Autor: Jessica Khoury
Ilość stron: 507
Wydawnictwo: Wilga
Ocena: 7/10 (bardzo dobra)


Nie wiedziałam czego mogę się spodziewać po Genezie. Był to literacki debiut pisarki i również pierwsze spotkanie z jej twórczością kogokolwiek z mojego otoczenia. Nie czytałam też żadnych recenzji... Opis na okładce sugerował coś innowacyjnego, ale pierwsze kilka stron sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać czy ta książka była dobrym wyborem. Cieszę się, że postanowiłam przeczytać ją do końca i nie odkładać na półkę.


Pia jest nieśmiertelna. Urodziła się w Little Cam, stacji badawczej gdzieś w lesie deszczowym i nigdy nie wyszła poza ogrodzenie. Od małego wpajano jej, że jej przeznaczeniem jest zostać naukowcem i stworzyć rasę podobnych do siebie - nieśmiertelnych. Pewnego dnia budzi się w niej Dzika Pia, coś co sprawia, że wychodzi za ogrodzenie. Tam odkrywa, że nie wszystko jest takie proste. Że świat nie jest czarno biały, ale istnieje wiele odcieni szarości. Trzymana do tej pory jak w klatce Pia pragnie wolności, wiedzy dotyczącej świata, w którym żyje i towarzystwa rówieśników. Jednak nie zawsze można dostać to co się chce... Jaką drogę dla siebie wybierze Pia? Czy wbrew logice opuści Little Cam i porzuci swoje dotychczasowe marzenia, czy pokieruje się głosem serca?

Muszę przyznać, że bardzo spodobała mi się fabuła. Pomysł i realizacja były na prawdę dobre. Chwilami irytował mnie tylko styl narracji - pierwszoosobowy. Może to kwestia tłumaczenia, ale momentami miałam wrażenie, że jest zbyt prosty. Bohaterka zdradza zbyt wiele szczegółów, których moglibyśmy się domyślić. Sama Pia jest osobą, która po prostu istnieje. Nie nawiązałam z nią żadnej specjalnej więzi, nie potrafiłam od początku do końca jej zrozumieć, ale nie dało się jej nie lubić. Nie znaczy to, że Doskonała Dziewczyna nie była postacią barwną. Jak wszyscy bohaterowie Genezy miała swoje sekrety, marzenia i motywacje. Naukowcy pracujący w Little Cam, Chłopiec, którego poznała za ogrodzeniem, nawet jaguar - wszyscy mieli własną historię.

Książkę przeczytałam w dosłownie trzy wieczory. Czas szybko mi przy niej mijał, ale nie była porywająca. Nie czułam przyciągającej siły, która nakazywałaby mi sięgnąć po nią w jakiejkolwiek wolnej chwili. Mimo to uważam, że Geneza jest na prawdę ciekawą i pełną emocji książką, którą czyta się przyjemnie : )

sobota, 12 lipca 2014

"Czarownica" | Film

Tytuł: Czarownica
Tytuł oryginalny: Maleficent
W rolach głównych: Angelina Jolie
Gatunek: Fantasy, Familijny
Reżyseria: Robert Stromberg
Polska premiera: 30. maja 2014
Produkcja: USA

Czego spodziewałam się idąc na Czarownicę? Niewątpliwie ciekawej, niebanalnej historii. I właśnie to otrzymałam! Historię o Śpiącej Królewnie zna każdy. Były tam trzy dobre wróżki i jedna zła, ale nikt nigdy nie dociekał dlaczego ona była zła. W końcu w każdej bajce musi być jakaś postać, która spędza sen z powiek wszystkim pozostałym. Czarownica to trochę taki "fan-art" i wariacje na temat motywacji Diaboliny. Uważam go za bardzo udany.

W sąsiedztwie, w pokoju żyły ze sobą dwa królestwa. Jedno rządzone przez króla, drugie nieposiadające władcy. Jedno pragnące wzbogacać się i powiększać terytorium, drugie cieszące się darami natury i porządkiem, który panuje. Jedno było królestwem ludzi, drugie wróżek i innych stworzeń magicznych. Ludzie nigdy nie zapuszczali się do puszczy, bo bali się jej mieszkańców, ale pewnego dnia to miało się zmienić... Kiedy młody chłopiec, Stefan, zyskał przyjaźń swojej rówieśniczki, wróżki o imieniu Diabolina, wszystko wydawało się nadzwyczaj piękne. Jednak chęć zdobycia władzy i chęć posiadania na zawsze zmieniły jego, Diabolinę i oba królestwa. Zdradzona niewinna wróżka zmieniła się w żądną zemsty czarownicę. Rzuciła urok na Aurorę - nowo narodzoną księżniczkę wrogiego już królestwa. Nie mogła wtedy wiedzieć, że ta klątwa zmieni również ją... Jaka była Diabolina? Kto tak na prawdę jest dobry, a kto zły?

Wszystko zależy od punktu widzenia. Dobrze znana wszystkim bajka mówi, że król był dobry, a czarownica zła. Co jeśli było odwrotnie? Tego dowiemy się oglądając Czarownicę. Do gustu przypadła mi nie tylko fabuła, ale film jako całość. Przepiękne zdjęcia, niesamowite kolory i charakteryzacje. Świat przedstawiony na filmie był jak prawdziwy, z tą tylko różnicą, że bardziej niesamowity. Efekt 3D dodatkowo wzmacniał to wrażenie. Była też jak zwykle przepiękna Angelina Jolie w roli Diaboliny, Elle Fanning jako Aurora - urocza i dostojna. Ponadto Król (Sharlto Copley), Książę Filip (Brenton Thwaites), a także zmieniający się w krótka Sam Riley. Znakomita obsada! Przyjemnie oglądało się ich otoczonych bajkowym krajobrazem. Jeśli chodzi o trzy Dobre Wróżki - nie przypadły mi do gustu. W tej znanej nam wersji bajki były nieporadne, ale nie irytujące. Kłóciły się i przekomarzały, ale raczej z pozytywnym nastawieniem. Tutaj, jak wszystko, zostały przedstawione opacznie. I to jedyna rzecz, która drażniła mnie podczas seansu.

Film raczej na plus. Nawet na bardzo duży, bo wyszłam z kina z przekonaniem, że wydałam pieniądze na coś, co mi się podobało. Warto było czekać do końca, bo na napisach leci "Once upon a dream" (piosenka znana z rysunkowej wersji Disney'owskiej Śpiącej Królewny) w wykonaniu Lany Del Ray. Bardzo polecam wszystkim miłośnikom  Disneya, bajek, opowieści o księżniczkach, wróżkach... :)

środa, 9 lipca 2014

"Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz" | Film


Tytuł oryginalny: Captain America: The Winter Soldier
Tytuł: Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz
W roli głównej:  Chris Evans
Gatunek: Science-Fiction, Przygodowy
Reżyseria: Joe Russo
Polska premiera: 26. marca 2014
Produkcja: USA


Kolejna odsłona przygód Kapitana Ameryki. Tym razem nie będzie on walczył przeciwko nazistom, ani też przybyszom z innego świata. Nie stanie u boku Avengersów, ale będzie musiał podjąć walkę sam. No może nie do końca sam... Przecież pomaga mu Czarna Wdowa.

Kapitan Steve Rogers już na dobre zadomowił się w nowym świecie. Przynajmniej takie można odnosić wrażenie, bo wszystko powoli zaczyna się układać. Niestety zbyt powoli. Następuje seria ataków, między innymi na Nicka Fury'ego, za które odpowiedzialny jest tajemniczy Zimowy Żołnierz. Kapitan Ameryka nigdy o nim nie słyszał, ale to nic dziwnego - przecież przez kilkadziesiąt lat tkwił w bryle lodowej! Najdziwniejsze jest jednak to, że Zimowemu Żołnierzowi przypisywane są różne ataki już od kilku dziesiątek lat, a na dodatek mało kto widział go na prawdę. Czy jest tylko legendą, czy Steve wraz z Czarną Wdową będą musieli zmierzyć się z potworem?

Pierwsza wskazówka - NIE CZYTAJCIE OBSADY ZANIM WYBIERZECIE SIĘ NA FILM. Czar pryska, kiedy zbyt szybko wie się za dużo. Tajemnica musi zostać rozwiązana podczas seansu, nie wcześniej! Poza tą zagadką w filmie mamy do czynienia z kilkoma innymi, bo jak zwykle nie wiadomo kto tak na prawdę jest dobry, a kto tylko udaje. Co tak na prawdę było celem zamachów, a co tylko miało odwrócić uwagę?

Efekty specjalne, szybkie tempo akcji, na prawdę rewelacyjni aktorzy - to właśnie składa się na sukces filmu Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz. Zabawne dialogi oprócz standardowych kwestii w filmach sensacyjnych, bo w końcu to science fiction oparte na komiksie. Masa śmiechu połączona z grozą sytuacji i tajemnicą, która może okazać się zgubna nie tylko dla bohaterów, ale dla całej Ameryki. Ba! Dla całego świata. Nic nie będzie takie jak dawniej jeśli Kapitan Ameryka i Czarna Wdowa nie wypełnią misji jak należy. Nie będzie to proste, bo wszyscy i wszystko będzie przeciwko nim... Jeśli lubicie kino akcji, Marvela, komiksy - to jest właśnie film dla Was!

niedziela, 6 lipca 2014

"Piękne istoty" | Film

Tytuł oryginalny: Beautiful Creatures
Tytuł: Piękne istoty
W rolach głównych: Alden Ehrenreich, Alice Englert
Gatunek: Fantasy, Melodramat
Reżyseria: Richard LaGravenese
Polska premiera: 13. lutego 2013
Produkcja: USA


Kiedy w zeszłym roku film wszedł do kin słyszałam wiele opinii. Zarówno pozytywnych jak i negatywnych. Nie udało mi się jednak wtedy go zobaczyć, ale niedawno nadarzyła się okazja, więc obejrzałam. I co ja mam o tym sądzić?

Do miasteczka Gatlin przybywa Lena (Alice Englert), dziewczyna zamieszkuje ze swoim wujem Maconem (Jeremy Irons), którego wszyscy się boją i mają za dziwaka. Z tego właśnie powodu już pierwszego dnia w szkole zaczynają się jej problemy... Wszyscy się z niej naśmiewają z wyjątkiem Ethana (Alden Ehrenreich). Chłopak chce wyrwać się z małego miasteczka, ma ambicje w przeciwieństwie do większości ludzi zamieszkujących Gatlin. Uwielbia książki i to właśnie o nich zaczyna rozmawiać z Leną. Ich relacja rozwija się, przyjaźń, zakochanie... Jednak nie wszystko jest normalne. Lena jest Obdarzona. Posiada wielką moc, która może przysłużyć się dobru lub złu. Jednak zanim się okaże czy dziewczyna należy do Światła czy do Ciemności musi ukończyć 16. rok życia. Do tego czasu może cieszyć się miłością Ethana, później - wszystko zależy od tego, czy zdoła pokonać klątwę...

Historia jest na prawdę ciekawa. Nawet sam zarys fabuły prezentuje się dobrze, nie mówiąc już o tym co otrzymujemy, gdy zaczniemy oglądać. Dobrze nie znaczy wspaniale. Piękne istoty nie są arcydziełem, ale przyjemną opowiastką dla młodzieży. Na film składa się wiele czynników. Niektóre z nich po prostu nie zostały uwzględnione lub pominięto je, nie dokończono w procesie tworzenia. Mamy zatem świetne zdjęcia, scenografię i stroje. Są mało znani, ale zabawni, pełni charyzmy i uroku aktorzy, którzy w zadowalającym stopniu odgrywają swoje role. Mamy wreszcie niebanalną historię. Czego więc zabrakło? Czy chodzi o przekombinowane, trochę tandetne efekty specjalne, czy może o nieprzemyślane rozwinięcie niektórych wątków? Trudno mi powiedzieć. Czegoś jednak zabrakło. Czegoś, co sprawia, że film jest po prostu kolejną opowieścią o magicznych stworzeniach borykających się z ludzkimi problemami, a nie dziełem, o którym będzie się mówiło i do którego chce się wrócić.

Przeczytałam kilka recenzji, obejrzałam film i wciąż zastanawiam się dlaczego ludzie porównują Piękne istoty do Zmierzchu. Oprócz tego, że chłopak zakochuje się w nowo przybyłej do miasteczka dziewczynie oba filmy nie mają ze sobą nic wspólnego. Dlatego czasem nie warto czytać recenzji... Podsumowując - Piękne istoty to historia inna niż pozostałe, ciekawa, niebanalna. Szkoda, że została została tak niedopracowana (lub może zbyt dopracowana? tak, że aż przepracowana...?). Można miło spędzić czas oglądając Piękne istoty, ale trzeba być w odpowiednim nastroju.

czwartek, 3 lipca 2014

"Iron Man 3" | Film

Tytuł / Tytuł oryginalny: Iron Man 3
W roli głównej:  Robert Downey Jr
Gatunek: Science-Fiction, Przygodowy
Reżyseria: Shane Black
Polska premiera: 9. maja 2013
Produkcja: USA, Chiny


Przed nami najnowsza odsłona przygód superbohatera w żelazie. Iron Man 3 to według mnie najlepsza z trzech części opowiadających o przygodach Tony'ego Stark'a. Jest tu jeszcze więcej akcji, jeszcze więcej szalonych pomysłów głównego bohatera i jeszcze więcej adrenaliny.

Pepper odwiedza stary znajomy i stara się ją namówić do współpracy przy badaniach nad jego niezwykłym projektem. Jako prezes Stark Industries mogłaby pokryć część kosztów badań lub udostępnić mu laboratoria. Aldrich Killian otrzymuje jednak odpowiedź odmowną. W tym samym czasie na świecie dochodzi do serii ataków terrorystycznych, za które odpowiedzialność bierze tajemniczy Mandaryn. Zaczyna panować chaos i panika, ponieważ po wybuchach nie zostaje nic - z bomb i ludzi. Nieszczęśliwy zbieg wydarzeń czy też precyzyjny plan sprawia, że Iron Man musi podjąć wyzwanie i ruszyć w świat by walczyć o to, co ma w życiu najcenniejszego.

Po raz kolejny roztacza się przed nami obraz świata science-fiction, w którym jest miejsce na latające zbroje z żelaza, na prawdę bardzo dużo latających zbroi z żelaza, i niezwykłe rozwiązania... botaniczne. Film jest przesiąknięty nowinkami technologicznymi i wizją świata przyszłości, ale nie jest to uciążliwe. Wręcz przeciwnie - nadaje Iron Man'owi 3 niepowtarzalny klimat. Musimy jednak pamiętać, że nie tylko ci dobrzy mają wielką siłę, ale zaawansowaną bronią władają przede wszystkim złoczyńcy. W tej części są oni bardzo... wyjątkowi, dają czadu i są wybuchowi! Film pełen jest humoru, który idealnie pasuje zarówno do Tony'ego Stark'a - playboya, megalomana, jak i niepowtarzalnego odtwórcy jego roli - Roberta Downey'a Jr. Pozostali bohaterowie, którzy towarzyszą Iron Man'owi od samego początku też mają swoje pięć minut w tej części.  Zostaje zachowany idealny balans między akcją, a humorem, żelaznym superbohaterem, a pozostałymi postaciami.

Iron Man 3 to najbardziej niesamowita część opowiadająca o przygodach Tony'ego Starka. Oprócz jak zwykle niezawodnej Pepper, uszczęśliwionego nową posadą Happy'ego i ustatkowującego się Iron Man'a mamy całą plejadę dobrych i złych bohaterów, którzy swoją obecnością potrafią rozruszać towarzystwo. Są w stanie zaproponować nam całkiem zgrabną intrygę z efekciarską sceną finałową. Znajdzie się nawet chwila na wzruszenie... Na prawdę gorąco polecam! 

poniedziałek, 30 czerwca 2014

"22 Jump Street" | Film

Seria: Jump Street
Tytuł / Tytuł oryginalny: 22 Jump Street
W rolach głównych: Jonah Hill, Channin Tatum
Gatunek: Komedia
Reżyseria: Phil Lord
Polska premiera: 13. czerwca 2014
Produkcja: USA

Druga, zdecydowanie lepsza odsłona przygód Schmidta i Jenko - policjantów, którzy pracując pod przykrywką odszukują dilerów narkotykowych. Tym razem wybierają się nie do liceum, ale na studia! Jeszcze więcej imprez, jeszcze więcej narkotyków i jeszcze więcej śmiechu!

Schmidt i Jenko pracują teraz przy Jump Street 22 (budynek przy Jump Street 21 - kościół z koreańskim Jezusem - odkupili Koreańczycy). Wciąż poszukują dilerów narkotykowych, ale nie idzie im to. Wszystko ma się zmienić, kiedy zostają wysłani na studia. Znów otrzymują nową tożsamość, znów mają rozpracować sieć narkotykowego kartelu. Wszyscy powtarzają, że sprawa jest "dokładnie taka sama, jak poprzednia". Jednak okazuje się, że robiąc znów to samo do niczego nie udaje im się dojść. Trzeba spróbować czegoś nowego, tylko czego? Jedynym tropem jest zdjęcie, na którym widać zmarłą z przedawkowania dziewczynę i człowieka bez twarzy. Współpraca Jenko i Schmidta nie klei się. Ten pierwszy odnalazł bratnią duszę w Zook'u, który gra w futbol, za to drugi się zakochał. Czy mimo to uda im się odnaleźć dilera? Może ta sprawa rzeczywiście jest dokładnie taka sama jak poprzednia?

Po raz kolejny mocną stroną filmu okazali się bohaterowie. Głównie oni byli przyczyną mojego niekończącego się śmiechu. Oprócz wciąż zachwycających Jenko i Schmidta mieliśmy całą plejadę zabawnych postaci. Począwszy od Zooka, przez Mayę - dziewczynę Schmidta, Kapitana Dicksona, Mercedes - współlokatorkę May'i, bliźniaków Yong'ów, a skończywszy na Duchu - przywódcy narkotykowego kartelu, z którym policjanci z Jump Street mierzą się na początku filmu. Wszyscy oni są jedyni w swoim rodzaju. Tworzą niesamowitą atmosferę. Słowne gagi i sytuacje, w których wszyscy oni biorą udział były tak komiczne, że nieraz cała sala wybuchała śmiechem. Niektóre żarty były tak wieloznaczne, że aż trudno w to uwierzyć! Film jest kierowany zdecydowanie do tej trochę starszej publiczności, która oglądając 22 Jump Street na pewno będą bawić się znakomicie! Wisienką na torcie jest ostatnie 5 - 10 minut filmu - rewelacja. Polecam : )

niedziela, 29 czerwca 2014

"21 Jump Street" | Film

Seria: Jump Street
Tytuł/Tytuł oryginalny: 21 Jump Street
W rolach głównych: Jonah Hill, Channing Tatum
Gatunek: komedia, kryminał
Reżyseria: Michael Bacall
Polska premiera: 13. lipca 2012
Produkcja: USA

Cóż mogę powiedzieć? Niesamowity duet, wiele śmiechu i kryminalna zagadka do rozwiązania. To właśnie przepis na komedię doskonałą! Jeśli dodamy jeszcze do tego Chaninnga Tatum i fakt, że on i Jonah Hill udają licealistów (będąc prawie 30-letnimi policjantami) możemy liczyć na prawie dwie godziny dobrej zabawy.

Schmitd i Jenko chodzili razem do liceum, a potem obaj trafili do szkoły policyjnej. Chociaż nie przepadali za sobą w przeszłości (w zasadzie to wręcz się nie znosili) to postanowili pomóc sobie i dzięki tej współpracy obaj ukończyli szkołę i zostali policjantami a nawet partnerami. Po dość poważnym błędzie podczas aresztowania zostają przesunięci do wydziału na Jump Street, który przez większość policjantów nie jest traktowany poważnie. Tam Jenko i Schmitd otrzymują zadanie - wrócić do liceum i odnaleźć dilera narkotykowego. Zyskują nową tożsamość i wracają do czasów szkolnych. Jenko, który zawsze był uwielbiany odkrywa nagle, że teraz w liceum jest zupełnie inaczej - nie potrafi się odnaleźć, nie należy do "elity". Egzystuje na marginesie szkolnego ekosystemu. Za to Schmitd, który kojarzy liceum z najgorszym okresem swojego życia, poznaje dziewczynę i staje się najbardziej zaufanym człowiekiem szkolnego gwiazdora. Jak odnajdą się w nowych rolach? Czy odnajdą dilera?

Pomysł na film jest na prawdę rewelacyjny. Oczywiście intryga nie jest aż tak misterna, żeby nie można było spróbować zgadywać kto jest głównym podejrzanym, ale pomimo to dałam się zaskoczyć. Bohaterowie również są niesamowici. Jenko i Schmitd stanowią duet bardzo stereotypowy: przystojny sportowiec, trochę niekumaty i niski, inteligentny grubasek. Oprócz tego nadopiekuńczy rodzice Schmidta, którzy na czas akcji byli również rodzicami Jenko, znany w całej szkole Eric, Pan Walters - nauczyciel od wychowania fizycznego, Kapitan Dickson... Wszyscy oni sprawili, że nie mogłam spokojnie wysiedzieć. Oglądałam wciąż się śmiejąc. Polecam serdecznie!

sobota, 28 czerwca 2014

"Sąsiedzi" | Film

Tytuł oryginalny: Neighbors
Tytuł: Sąsiedzi
W rolach głównych: Zac Efron, Seth Rogen, Rose Byrne
Gatunek: Komedia
Reżyseria: Nicholas Stoller
Polska premiera: 9. maja 2014
Produkcja: USA


Film tak głupi, że aż śmieszny! Na prawdę zastanawiam się czasami skąd ludzie biorą pomysły na filmy... Nie żebym się nudziła oglądając Sąsiadów - co to to nie! Po prostu sama bym chyba na coś takiego nie wpadła...

Młode małżeństwo zaczyna układać sobie życie. Mają piękną małą córeczkę, wprowadzają się do nowego domu, życie układa im się tak dobrze jak to tylko możliwe. Ale nic nie trwa wiecznie... Do domu obok wprowadza się bractwo studenckie i chociaż na początku między sąsiadami panuje atmosfera jak najbardziej pokojowa dochodzi do pewnego zgrzytu. Od tej pory już nic nie będzie takie samo. Pełne werwy małżeństwo zrobi wszystko żeby pozbyć się studentów z sąsiedniej parceli, a członkowie bractwa będą się prześcigać w wymyślaniu sposobów na uprzykrzenie życia sąsiadom. 

Zabawne dialogi, nietuzinkowe pomysły... Wszystko byłoby bardzo fajnie gdyby to nie było aż tak głupkowate. Chociaż prawdę mówiąc po prostu dało się wyczuć klimat amerykańskiej komedii. Takiej, przy której nie trzeba myśleć nic a nic, wystarczy patrzeć i się śmiać. Chyba dlatego uważam film za całkiem dobry. Nie jest to na pewno film, który koniecznie chciałabym zobaczyć raz jeszcze, ale nie żałuję, że wybrałam się na niego do kina. Było warto dla tych kilku sąsiedzkich intryg i kilku przystojnych, młodych aktorów... Jeśli chodzi o samych bohaterów to muszę przyznać, że aktorzy odwalili kawał dobrej roboty. Wszyscy są dokładnie tacy, jacy powinni być stereotypowi studenci, sąsiedzi i... no cóż, młode małżeństwa chyba nie wyglądają w ten sposób w stereotypach. Było lekko i zabawnie. Film nie jest może warty wydawania na niego pieniędzy na bilet do kina, ale jeśli kiedyś pojawi się w telewizji, to można obejrzeć go po to, żeby się trochę pośmiać.

środa, 25 czerwca 2014

"Elita" - Kiera Cass

Seria: Rywalki
Tytuł: Elita
Tytuł oryginalny:
Autor: Kiera Cass
Ilość stron: 326
Wydawnictwo: Jaguar
Ocena: 7/10 (bardzo dobra)

Przeczytanie  Elity zajęło mi więcej czasu niż lektura Rywalek. Dlaczego? Książka jest równie interesująca, odkrywa przed nami kolejne sekrety Illei, a co najważniejsze, poznajemy bliżej kandydatki na Królową. Jest jednak pewne "ale" - niezdecydowanie głównej bohaterki zaczyna doprowadzać (mnie) do szału. To dlatego zamiast skończyć Elitę w jeden wieczór spędziłam przy niej przynajmniej trzy. Ma to swoją dobrą stronę: mogłam spędzić więcej czasu w zamkowych murach w towarzystwie księcia Maxona.

America jest jedną z sześciu kandydatek, które biorą udział w Eliminacjach. Z 35 dziewcząt pozostały w zamku tylko one. Jedna zostanie żoną księcia Maxona i stanie się księżniczką, a w przyszłości królową Illei. Zanim to jednak nastąpi America i pozostałe pięć kandydatek muszą udowodnić, że nadają się do pełnienia tej roli. Pod opieką Silvii pobierają nauki dotyczące ustawodawstwa, prawa i historii Illei. Organizują przyjęcia dyplomatyczne, przesiadują na herbatkach z Królową... Jednak nie wszystko jest takie piękne jak się wydaje. Dziewczyny rywalizują ze sobą kierując się nie tylko uczuciem do Księcia, ale również chęcią zdobycia władzy i pozycji społecznej. Ich życiu grozi ciągłe niebezpieczeństwo, ponieważ nikt nie wie kiedy nadejdą Rebelianci i dopuszczą się kolejnego ataku na zamek. Ponadto stało się coś, co spowodowało, że America odsunęła się od Maxona. Chociaż wciąż nie była pewna swojego uczucia do Księcia starała się przy nim trwać, bo on darzył ją sympatią... Kto odpadnie z rywalizacji, a kto zostanie w Zamku? Która z dziewczyn ma największe szanse na zdobycie serca Księcia?

W tej części postaci nabrały koloru. Do tej pory dość schematyczne i szablonowe bohaterki stały się konkretnymi osobami, z którymi możemy się zaprzyjaźnić lub je znienawidzić. Książę również zyskał - przynajmniej w moich oczach. Król i Królowa zaczęli brać udział w życiu dziewcząt z Elity, nie byli już jedynie cieniami przemykającymi przez Wielką Salę podczas posiłków. Zapoznajemy się bliżej również z Gwardzistami, Pokojówkami i innymi ludźmi pracującymi w Zamku. To jest duży plus.

Język również jest przyjemny - współgra z treścią książki oraz nastrojem w niej panującym. Poza tym sama fabuła zaczyna się gmatwać, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Nie skupiamy się jedynie na rywalizacji wśród Dziewcząt, ale na polityce Illei, systemie społecznym i problemach tamtego świata. W cukierkowej otoczce dostajemy kilka mocnych kopniaków, które mają nas trochę rozbudzić.

Jedyne co przyprawiało mnie o mdłości i chęć wyrzucenia książki prze okno to niezdecydowanie Americy - głównej bohaterki, która relacjonuje nam wydarzenia. Do pewnego momentu wszystko było w porządku, równowaga między "chcę", "powinnam" i "trzeba pomyśleć" była zachowana. Jednak w pewnym momencie ta Dziewczyna już nic nie wiedziała, cały czas prosiła o czas do namysłu i robiła głupoty o jakich nie śniło się nikomu. Całym sercem kibicowałam jej i księciu Maxonowi, a ona niszczyła w mgnieniu oka wszystko to, co udało im się stworzyć!

Podsumowując, zostałam przemaglowana, moje uczucia i emocje zmieszano z błotem, a zaangażowanie powinnam pozostawić za sobą. Przyznam jednak szczerze, że tak silnych emocji dawno nie odczuwałam podczas czytania! To sprawia, że zdecydowanie każdemu polecam Elitę. Chociaż nie jest tak wyważona jak Rywalki to przyprawia o dreszcze i zachwyca! Polecam :))

poniedziałek, 16 czerwca 2014

"On wrócił" - Timur Vermes

Tytuł: On wrócił
Tytuł oryginalny: Er ist wieder da
Autor: Timur Vermes
Ilość stron: 397
Wydawnictwo: W.A.B.
Ocena: 6/10 (dobra)


Już sama okładka i tytuł sugeruje, że ta książka jest czymś nowym, nieprzewidywalnym. To samo mówią nam opinie wystawione przez różne pisma i zamieszczone z tyłu. Z jednej strony zabawna i pełna humoru, z drugiej przedstawia gorzką stronę dzisiejszego społeczeństwa. Świat oczami człowieka z przeszłości i to nie byle jakiego. Hitler we własnej osobie komentuje, irytuje i rozśmiesza. Tylko czy wypada śmiać się z niego lub z nim?

Pewnego dnia na opuszczonej parceli budzi się mężczyzna. Mężczyzna w mundurze Niemieckim z czasów II Wojny Światowej, przekonany, że wczorajszego wieczora jadł kolację z Evą Braun i prowadził wojnę. Coś jest jednak nie tak, bo nikt go nie poznaje. Bezsprzecznie znajduje się w Berlinie, ale mijający go ludzie przechodzą obojętnie lub z zainteresowaniem pokazują go sobie palcami. Znikąd nie słychać niemieckich pozdrowień. Gdzie jest Bormann? Gdzie Goebbels, Himmler? Wszystko nagle staje się jeszcze dziwniejsze, gdy Adolf Hitler odkrywa, że jest rok 2011! Czyli dawno już powinien nie żyć... Zamiast siedzieć bezczynnie z założonymi rękoma postanawia odnaleźć się w nowej sytuacji. Niedługo po przebudzeniu trafia do telewizyjnego show, w którym udaje Hitlera, a ludzie go uwielbiają...

Z początku sytuacja była tak absurdalna, że wszystkie rozmowy, rozmyślania i zdarzenia były komiczne, na prawdę zabawne. Jednak w miarę upływu czasu, z każdym kolejnym rozdziałem zaczynałam odczuwać lekki niesmak lub rozczarowanie. To co z początku wydawało się bardzo obiecujące przeszło w dość monotonną historię, która mimo wszystko wzbudziła mój podziw dla autora. Wykonał kawał dobrej roboty wplatając w powieść historyczne postaci i silne nawiązania do przeszłości - do przeróżnych operacji wojennych, przemówień Hitlera i innych. Ogólnie On wrócił robi dobre wrażenie. Czyta się przyjemnie - język jest prosty w odbiorze. Historia opowiadana jest z punktu widzenia głównej postaci, co wiąże się z dużą ilością przemyśleń i opisów i zdecydowanie mniejszą ilością dialogów. Jednak akcja poprowadzona jest na tyle sprawnie, że nie ma tu dłużyzn i zbędnych treści.

Jeśli kogoś interesują historię w stylu "co by było gdyby" oraz polityczne i społeczne satyry, On wrócił jest historią właśnie dla niego. Polecam serdecznie : )

piątek, 13 czerwca 2014

"Avengers" | Film

Tytuł / tytuł oryginalny: Avengers
W rolach głównych: Chris HemsworthRobert Downey Jr, Chris Evans, Mark Ruffalo, Scarlett Johansson, Jeremi Renner, Tom Hiddleston
Gatunek: Science-Fiction, Przygodowy
Reżyseria: Joss Whedon
Polska premiera: 11. maja 2012
Produkcja: USA

Oto jest! Ważna chwila dla superbohaterów MARVEL'A nadeszła. Wszyscy oni przybyli (z bardzo dalekich zakątków świata) by ratować Ziemię, której zagraża wielkie niebezpieczeństwo. Jak poradzą sobie samotnie dotąd walczący bohaterowie? W grupie siła czy jednak Projekt Avengers nie ma szans na powodzenie?

Podczas poszukiwań Kapitana Ameryki, wiele lat temu, na dnie oceanu zamiast niego znaleziono potężny artefakt - Tesserakt. Teraz ktoś się o niego upomina. Loki, który według wszystkich w Asgardzie przepadł na wieki, przyjmuje moc z rąk potężniejszych od siebie istot i obiecuje im, że odnajdzie Tesserakt oraz poprowadzi ich armię na Ziemię. W obliczu zagrożenia, które stwarza przybysz z innego świata Nick Fury postanawia rozpocząć Projekt Avengers. Do gry o wysoką stawkę, którą jest uratowanie Ameryki i Świata, zaproszeni zostają Czarna Wdowa, Kapitan Ameryka, Iron Man, a także doktor Banner - Hulk. Niespodziewanie zjawia się też Thor, który wprowadza niemało zamieszania. Tej niecodziennej ekipie przyjdzie zmierzyć się nie tylko z Lokim i armią, którą dowodzi, ale też agentem Tarczy Sokolim Okiem oraz z astrofizykiem Erikiem Selvigiem. Jak poradzą sobie Avengersi? Przekonajcie się sami!

Jak nietrudno zauważyć wszystkie filmy MARVEL'A są ze sobą powiązane. Jeśli nie oglądaliśmy poprzednich możemy mieć pewne kłopoty z ustaleniem skąd coś się wzięło, ale nie jest to uciążliwe. Najważniejsze informacje są nam zaserwowane z dużą dawką humoru i fajerwerków, więc nie powinniśmy się pogubić. W Avengersach występuje cała plejada superbohaterów, a co za tym idzie ścierają się ze sobą ich osobowości tworząc przy tym niepowtarzalny klimat. Dochodzi między nimi do sprzeczek częściej niżby sobie tego życzyli zapewne. Tony Stark podchodzi do wszystkiego na luzie, nie przestrzega zasad, nie podlega regułom, co bardzo nie podoba się Rogersowi. Kapitan Ameryka przywykł do wykonywania rozkazów i nie może zrozumieć zachowań Iron Man'a. Dr Banner stara się za wszelką cenę nie denerwować, ale nie przychodzi mu to łatwo przy ciągłych docinkach Starka. Czarna Wdowa również nie zawsze trzyma nerwy na wodzy. Thor zdaje się być ponad to wszystko - przecież jest synem Odyna! 

Mimo zgrzytów, sprzeczek i różnic poglądów bohaterowie muszą podjąć kroki, które zapewnią spokój mieszkańcom Ziemi. Wydawałoby się, że przy ciągłych wybuchach, pościgach i zasadzkach nie ma miejsca na żarty, ale znajdziemy w Avengersach sporą dawkę komiksowego humoru. Będzie chwila na otarcie łez, ale znacznie częściej będziemy wstrzymywać oddech i czuć krążącą w żyłach krew. Film jest na prawdę dobry. To zwieńczenie dotychczasowych osiągnięć superbohaterów i wytwórni przy okazji. Na prawdę warto obejrzeć! (No i nie można zapomnieć o dodatkach po napisach!)

poniedziałek, 9 czerwca 2014

"Szczęściarz" | Film

Tytuł: Szczęściarz
Tytuł oryginalny: The Lucky One
Na podstawie: Szczęściarz, Nicholas Sparks
W roli głównej:  Zac Efron, Taylor Schilling
Gatunek: Melodramat
Reżyseria: Scott Hicks
Polska premiera: 19. kwietnia 2012
Produkcja: USA


Na obejrzenie filmu czekałam już jakiś czas, ale postanowiłam najpierw przeczytać książkę. Tak dla porównania i tak dla równowagi. W końcu książka była pierwsza... Znałam całą historię, więc nie zostałam niczym zaskoczona, a mimo to czuję, że film był na prawdę bardzo dobry! Oglądało się go przyjemnie, ale nie bez chwil zastanowienia "dlaczego zrezygnowali z tego motywu?", "dlaczego tak zmienili wersję wydarzeń?". Jednak zmiany, których dokonał reżyser w stosunku do oryginału były dość niewielkie, więc nie wykrzywiły obrazu całości.

Logan Thibault (Zac Efron), marines, który odsłużył w Iraku trzy zmiany, znajduje na pustyni zdjęcie z dedykacją. Nie mogąc znaleźć właściciela fotografii, postanawia ją zatrzymać. Chłopak zaczyna wierzyć, że zdjęcie przynosi mu szczęście, kilka razy uratowało mu życie. Po powrocie do kraju Logana wciąż nawiedzają koszmary. W końcu dla odzyskania spokoju postanawia odszukać dziewczynę z fotografii. W małym miasteczku w Karolinie Północnej odnajduje Beth (Taylor Schilling), rozwódkę z dziesięcioletnim synem. Czy zdjęcie i przyjazd do Hampton pozwolą odnaleźć Loganowi szczęście?

Klimat, w którym rozgrywa się akcja filmu jest bardzo zbliżony do klimatu powieści. Śliczne małe miasteczko wygląda jak oaza spokoju. Piękne krajobrazy są bardzo naturalne, prawdziwe i przywodzące na myśl normalność. Cała sceneria: ogród, dom, kościół, kojarzy się z czymś bezpiecznym i przytulnym. Odczucia są bardzo silne dzięki znakomitym zdjęciom i montażowi. Idealnie w to otoczenie wpasowują się bohaterowie. Grani przez Zaca Efrona (który nie jest już tym śpiewającym, tańczącym i grającym w kosza nastolatkiem z High School Musical) i Taylor Schilling, Logan i Beth, są naturalni. Zachowują się zwyczajnie, swobodnie. Wykreowane przez nich postaci dają się lubić, przekonują widzów do siebie. Pozostali bohaterowie również znakomicie wpasowują się w ten świat - były mąż Beth, jej babcia i syn. Wspólnie stworzyli coś na prawdę fantastycznego!

Na prawdę serdecznie polecam film, nawet tym, którzy z książką się nie spotkali. Jednak jak zawsze nie jest to kino dla każdego. Melodramaty rządzą się swoimi prawami, więc mamy tu trochę łez do wyciśnięcia, ciężką sytuację, problemy do rozwiązania... Ale też dużo śmiechu i miłości. Jeśli jednak ktoś jest zwolennikiem kina akcji i nie przepada za historiami romantycznymi z pewnością nie jest to film dla niego. Dla wszystkich innych - jak najbardziej. Prawie każdy znajdzie tu coś dla siebie. Jeśli sama fabuła nie przypadnie do gustu, to może warto zobaczyć film dla aktorów? :)