piątek, 25 stycznia 2013

"Płatki na wietrze" - Virginia C. Andrews

Seria: Rodzina Dollangangerów
Tytuł: Płatki na wietrze
Tytuł oryginalny: Petals on the Wind
Autor: Virginia C. Andrews
Tłumaczenie: Elżbieta Podolska
Ilość stron: 428
Wydawnictwo: Świat Książki
Ocena: 6/10 dobra

Nie wiem od czego zacząć... Książka zdecydowanie mnie rozczarowała - przynajmniej początkowo. Nie była tak dobra jak pierwsza część, ale kiedy już przebrnęłam przez początek czytało się na prawdę znakomicie! Poświęciłam jej w sumie ponad miesiąc, co czyni ją najdłużej czytaną przeze mnie książkę... Przynajmniej na razie.

Dzieciom udało się uciec z poddasza rezydencji Foxworth Hall. Chris, Cathy i  Carrie uciekają na południe. Na drodze jednak staje im wiele przeszkód. Przez jedną z nich trafiają do domu doktora Paula, który postanawia im pomóc. Razem zamieszkują w jego domu rozpoczynając tym samym nowy, ale czy lepszy, rozdział swojego życia. Chris idzie na studia medycznie, Cathy zaczyna uczęszczać do prawdziwej szkoły baletowej, a mała Carrie rozpoczyna naukę w internacie. Jednak rodzinna klątwa wisi nad nimi jak czarna chmura. Cathy nie potrafi wybaczyć matce, o której pozostała dwójka postanowiła po prostu zapomnieć, więc cały czas śledzi jej życie i obmyśla plan zemsty na kobiecie, która zamknęła ich na poddaszu. Jak potoczą się losy trojki rodzeństwa? Czy w końcu zostawią przeszłość za sobą, czy wciąż będą ją rozpamiętywać?

Całokształt prezentuje się na prawdę dobrze. Niestety pewne rzeczy nie pozwoliły mi ocenić książki wyżej, ani też cieszyć się lekturą od początku do końca. Pierwsze rozdziały dało się czytać - początek nowego życia, ciekawie zapowiadająca się akcja i świetna atmosfera. Niestety już po chwili musiało to zostać zepsute przez, denerwujące mnie na każdym kroku, podteksty seksualne. Nie wątpię, że dodawały lekturze "czegoś", ale bez przesady. Kilka kolejnych rozdziałów było ciągłym opowiadaniem Cathy, która jest narratorką Płatków na wietrze, o jej zauroczeniu i pragnieniu miłości, oraz rozmyślanie o uniesieniach erotycznych. Na prawdę - co za dużo to niezdrowo. Tym samym książka z powrotem powędrowała na półkę. Wróciłam do niej po pewnym czasie. Przebrnęłam przez jeszcze parę takich rozdziałów i... wtedy zaczęła się na prawdę ciekawa historia! Czytałam z wypiekami na twarzy czasem śmiejąc się i, znacznie częściej, płacząc. Wciągnęłam się w dalsze losy dzieci Dollangangerów i szczerze im kibicowałam. Do samego końca akcja rozwijała się i trzymała w napięciu! Gdyby tak było przez cały czas, nie wahałabym się mówić, że była to powieść wspaniała!

Język był bardzo przystępny, w wydaniu nie ma literówek ani błędów, a sam styl, w którym Płatki na wietrze są napisane, sprzyja wartkiej akcji. Bohaterowie, nowi i starzy, byli stworzeni z niezwykłą precyzją. Jak zawsze miałam swoich ulubionych i tych, którzy działali mi na nerwy. Muszę przyznać, że chociaż na samym początku uwielbiałam Cathy za jej upór i dążenie do celu, tak pod koniec tej części nie było mi jej już tak bardzo żal. Tym razem jej zacięcie i determinacja nie koniecznie odegrały pozytywną rolę.

Podsumowując - mam nadzieję, że trzecia część okaże się przynajmniej tak samo dobra, albo jeszcze lepsza, niż Płatki na wietrze. Ta książka zdecydowanie wywołuje u mnie mieszane uczucia, ale autorka wysoko postawiła sobie poprzeczkę pisząc Kwiaty na poddaszu. Cała seria, przynajmniej na razie, jest oryginalna i dość specyficzna, na pewno nie każdemu się spodoba. Nie mniej jednak - polecam :)

środa, 23 stycznia 2013

"Django" | Film


Tytuł: Django
Reżyseria: Quentin Tarantino
Produkcja: USA
Premiera: 18 stycznia 2013 (Polska), 5 grudnia 2012 (świat)

Kolejne wyjście do kina i ponownie przeżywam wspaniałe emocje związane z projekcją! W planie na dziś wcale nie mieliśmy Django, tylko Nędzników. Niestety premierę mają dopiero pojutrze, więc wybraliśmy inny film, który przypasował większości klasy. Mi był zupełnie obojętny. Co prawda, jak wieść niesie, Quentin Tarantino to mistrz w swojej dziedzinie, więc z góry założyłam, że film będzie przynajmniej dobry. Czy się zawiodłam? Absolutnie nie.

Akcja filmu rozgrywa się dwa lata przed wybuchem wojny secesyjnej w Ameryce. Białoskóry mężczyzna (Christoph Waltz), podający się za dentystę, zawiera układ z czarnoskórym niewolnikiem (Jamie Foxx) - wspólnie mają odszukać poszukiwanych listem gończym braci Brittle, a w zamian za to tytułowy bohater, Django, odzyska wolność. Współpraca między mężczyznami układa się pomyślnie, więc po wykonaniu zlecenia i odebraniu należnej nagrody postanawiają dalej działać razem. Plan zakładał, że przez zimę zgromadzą sporą ilość pieniędzy, a potem odszukają i uwolnią żonę (Kerry Washington), wolnego już, Django, z rąk bezwzględnego plantatora (Leonardo DiCaprio). Jak długa droga prowadzi od niewolnictwa do wolności i czy lepiej użyć podstępu niż grać w otwarte karty? Dowiecie się tylko po obejrzeniu tego filmu!

Co do całokształtu mam aż jedno zastrzeżenie i całą masę pochwał. Po pierwsze, i ostatnie jeśli chodzi o uwagi, zupełnie przerysowane, i momentami irytujące, były litry sztucznej krwi, które zalewały wszystko wokół. Poza tym nie mam na co narzekać. Niebanalna historia, wspaniali aktorzy i genialnie dobrana muzyka! Rozładowujące napięcie kwestie rzucane były w najbardziej odpowiednich momentach. Prawie spadłam w fotela kiedy w scenie, w której Jamie Foxx pojawia się na koniu w okularach z ciemnymi szkłami, w tle zapuszczono rap. Wiele zwrotów akcji i niespodziewanych zachowań czyni ten film nie do końca przewidywalnym. Oprócz komediowej otoczki, która nieco odbiega od konwencji dramatu i westernu, znajduje się również bardzo poważny problem. W Django poruszono kwestię niewolnictwa w Stanach. Film oddaje grozę, jaką przeżywali niewolnicy pod panowaniem białych plantatorów, ale nie narzuca jej jako głównego wątku historii - tworzy jedynie tło dla niego.

Podsumowując - film przypadł mi do gustu! Był momentami zabawny, a czasami łza kręciła mi się w oku. Polecam bardzo serdecznie miłośnikom twórczości Quentina Tarantino jak i pozostałym kino-maniakom :)

wtorek, 22 stycznia 2013

"Kordian" - Juliusz Słowacki

Tytuł: Kordian
Autor: Juliusz Słowacki
Ilość stron: 99
Wydawnictwo: GREG
Ocena: 6/10 dobra

Powiem brutalnie - za czytanie Kordiana wzięłam się tylko dlatego, że jest on moją lekturą. Po III. części Dziadów nie oczekiwałam niczego ponad to, co zaoferował mi Mickiewicz. Nie przepadam za dramatami, więc nie czułam smutku czy rozczarowania kończąc moje spotkanie z "innym wcieleniem Konrada". Mogę nawet przyznać, że pozytywnie zaskoczyło mnie tempo w jakim uwinęłam się z czytaniem, co oznacza, że tekst był dobry, jak na mój gust. Jeśli miałabym osobną skalę dla dramatów byłby pewnie oceniony lepiej, ale w porównaniu z uwielbianymi prze ze mnie książkami innego rodzaju, mieści się w pojęciu "dobre".

Akcja Kordiana rozgrywa się na przestrzeni mniej więcej trzydziestu lat. Najpierw wkraczamy w nowy wiek, który miał być mrocznym okresem w dziejach naszej historii. Nieco później poznajemy Kordiana, młodego romantyka uwikłanego w romans ze starszą od siebie Laurą. Poczucie samotności i niezrozumienia przez świat pchają go ku samobójstwie. Pod wpływem czasu psychika chłopca zmienia się. Świat go rozczarował, ale też wiele nauczył. Przebywając na szczycie Mont Blank Kordian wypowiada słowa, które zna prawie każdy z nas: "Polska Winkelriedem narodów!". Kierując się emocjami, a nie rozumem i chłodną logiką, Kordian podejmuje się czynów szalonych. W rządzonym przez cara Królestwie Polskim zawiązuje się spisek, w którym uczestniczy nasz bohater. Jak przyjdzie mu skończyć... Nie wiem czy się dowiemy!

Kordian to dramat napisany przez Juliusza Słowackiego, największego, obok Adama Mickiewicza, wieszcza polskiego. W tym utworze nawiązywał bezpośrednio do postawy i koncepcji patriotyzmu uznawanego przez swojego starszego kolegę. Krytykował go w sposób wyrafinowany, nie wdając się w bezmyślne sprzeczki, ale tworząc inną koncepcję, prezentowaną przez Kordiana (swoją drogą Kordian - Konrad... dość podobne imiona.). W dramacie poruszył jeszcze dwa ważne wątki: dorastanie młodego człowieka i próbę rozliczenia powstania listopadowego. Kordiana czytało mi się bardzo przyjemnie, kiedy już wpadłam w odpowiedni rytm. Jest to na prawdę wartościowa lektura, dlatego w pełni popieram narzucanie nam takich w szkołach. Sama z siebie nie wiem kiedy bym sięgnęła po dramat Słowackiego, a tak - proszę bardzo! Już mam go za sobą :)

Książka przeczytana w ramach wyzwań: Polacy nie gęsi..., To już było, Pod hasłem. Zapraszam do wspólnej zabawy! :)


poniedziałek, 21 stycznia 2013

"Sęp" | Film

Tytuł: Sęp
Reżyseria: Eugeniusz Korin
Produkcja: Polska
Premiera: 11 stycznia 2013

Z każdym dniem mam coraz mniej czasu na czytanie, czego efektem jest recenzja kolejnego filmu, zamiast czytanej od dobrego miesiąca powieści...

Muszę przyznać, że za polskimi produkcjami filmowymi nigdy nie przepadałam. Raczej mnie odpychały, a nie zachwycały. Tym razem jednak dałam się oczarować zwiastunowi, który, gdyby nie rozpoznani przeze mnie polscy aktorzy, wzięłabym za trailer jakiegoś hollywoodzkiego thrillera. Przed pójściem do kina naczytałam się wielu recenzji dotyczących produkcji - jedne były bardzo pochlebne, inne skrajnie krytyczne. Z nastawieniem dość obojętnym zasiadłam przed wielkim ekranem i... oczarowało mnie!

Podczas rozprawy sądowej dochodzi do porwania oskarżonego. Sprawą ma się zająć dwóch policjantów: Sęp (Michał Żebrowski) i Brożek (Daniel Olbrychski). W toku śledztwa odkrywają, że w ciągu ostatnich kilku lat doszło do wielu podobnych porwań: oskarżeni o morderstwa, gwałty i inne zbrodnie masowo znikali z więzień. Dzięki pomyślnym wiatrom i efektywnej pracy udaje im się w krótkim czasie odnaleźć sprawcę ostatniego porwania. Jednak Sęp nie jest do końca usatysfakcjonowany wynikiem śledztwa i sam, na własną rękę, postanawia poszukać dalej. Odkrywa coś zupełnie nieprawdopodobnego i zaczyna niebezpieczną grę, w której stawką jest życie. Na drodze do odkrycia prawdy staje Natasza (Anna Przybylska), która po przeszczepie zaczęła pracę w policyjnym ośrodku szkolenia, i klinika, w której przeprowadzono zabieg. Kiedy już Sępowi udaje się dostrzec rozwiązanie zagadki odkrywa inną stronę problemu, z którym przyszło mu się zmierzyć. Wszystko zobaczone w innym świetle skłania go do podjęcia ostatecznego kroku.

Sęp to na prawdę świetny film! Bardzo rozwinięta i zaskakująca fabuła, wiele wątków, które splatają się w jeden, wspaniała gra aktorska całej obsady. Do tego dochodzi na prawdę fajna muzyka i klimat filmu. Napięcie było budowane powoli, chociaż akurat ono nie było zbyt wysokie. Temat zdecydowanie na czasie, skłania do przemyśleń. Jest to, przynajmniej moim zdaniem, najlepszy polski film z ostatnich kilku lat. Polecam go serdecznie wszystkim uwielbiającym tajemnice!


niedziela, 6 stycznia 2013

Wszystko co trzeba wiedzieć o Jamesie Bondzie - Leksykon


Tytuł: Bond. Leksykon
Autor: Kamil M. Śmiałkowski
Ilość stron: 316
Wydawnictwo: Pascal

Z okazji Świąt wymienialiśmy się w klasie prezentami. Ja dostałam książkę i to nie byle jaką. Bond. Leksykon to ponad dwieście haseł i odnośników dotyczących agenta 007 - tego literackiego i filmowego. Ponadto znajdują się tu streszczenia wszystkich powieści Fleminga, eseje dotyczące filmów o przygodach brytyjskiego agenta oraz ciekawostki o bohaterach, aktorach, powieściach i filmach.

Dzięki książce, której tak na prawdę nie da się przeczytać w jeden wieczór, mogłam lepiej poznać Jamesa Bonda. Porównano tu dwie wersje tytułowego bohatera: filmową i literacką. Okazuje się, że te dwie sylwetki nie różniły się od siebie zbytnio na samym początku jednak, wraz ze zdobywaniem popularności przez film, agent 007 stawał się coraz bardziej cyniczny, a jego postać chętniej sięgała po gadżety, których w książce jest jak na lekarstwo, o ile w ogóle się pojawiają. Wraz z upływem lat zmieniał się wizerunek Jamesa Bonda z ekranu. Obecne "Bondy" wracają do korzeni. Daniel Craig w roli tytułowego bohatera jest podobny do swojego literackiego pierwowzoru, a koncepcja filmu staje się mniej komediowa.

W Leksykonie pojawia się mnóstwo ciekawych zagadnień. Między innymi odpowiedzi na pytania z okładki: dlaczego ciąg cyfr 222241(223)567878(9) jest najlepszym streszczeniem jednej z powieści Fleminga? Ile wynosi wynagrodzenie M? Są też zagadnienia dotyczące inicjałów "JB" oraz używek Bonda. Oprócz nich masa innych tematów, które zadziwiają albo są oczywiste jak 2+2=4. Mnie osobiście pytania zaintrygowały i z wielką chęcią pochłaniałam nowe informacje o agencie 007. Dzięki temu mogłam trochę odkurzyć swoje wiadomości o Jamesie Bondzie, którego uważam za prekursora wszystkich tajnych agentów literackich i filmowych.

Dla fanów oraz innych, zainteresowanych tematem, znajdzie się tu mnóstwo ciekawostek oraz informacji przydatnych w poznawaniu świata agenta Jej Królewskiej Mości. Charakterystyka bohaterów literackich i filmowych, aktorzy, którzy byli odtwórcami ich ról, tytuły piosenek pojawiających się w filmach oraz historie ich kompozytorów. Mamy osobne zagadnienie poświęcone dziewczynom Bonda oraz ich pierwowzorowi, samochodom, których używał w książkach i filmach oraz cały zbiór innych równie pociągających tematów. Polecam serdecznie w ramach poznawania świata tajnych agentów, jako dodatek do filmów i książek oraz encyklopedię wiedzy na temat 007.

czwartek, 3 stycznia 2013

"Hobbit: Niezwykła podróż" | Film


Seria: Hobbit

Tytuł: Niezwykła podroż
Tytuł oryginalny: Hobbit: Unexpected Journey, The
Reżyseria: Peter Jackson
W rolach głównych: Ian McKellen, Martin Freeman, Richard Armitage
Premiera: 28.11.2012 (świat), 28.12.2012 (Polska)
Produkcja: USA, Nowa Zelandia

Na Hobbita powędrowałam kilka dni po premierze. Cała sala wypełniona była ludźmi,a kino na chwilę przed seansem zamieniło się w morze głów wędrujących do sali numer 1. Było, jak to ujął jeden z moich współtowarzyszy, zacnie.

Hobbit: Niezwykła podroż to pierwsza z trzech części, na które została podzielona akcja rozgrywająca się w książce. Bilbo, tytułowy hobbit, wyrusza w podróż, której nie planował i której kompletnie się nie spodziewał. Pewnego dnia odwiedza go Gandalf, czarodziej, a niedługo potem cała gromada krasnoludów, którzy proponują mu udział w wyprawie. Bilbo, oszołomiony, dołącza koniec końców do wesołej kompanii. Szukając Samotnej Góry i odkrywając skrywane przez wieki tajemnice jest świadkiem wielu wydarzeń, które wpłyną na losy Śródziemia. Jednak przede wszystkim jest członkiem drużyny, która zamierza osiągnąć zamierzony cel, czyli odbić smokowi Smaugowi Samotną Górę, która niegdyś była siedzibą krasnoludów, przez co nie raz pakuje się w kłopoty. A to walczy z Trolami, a to z Wargami albo innymi Orkami...

Tyle o fabule, którą chociaż w zarysie zna za pewne każdy, kto kiedykolwiek o Hobbicie lub w ogóle Śródziemiu słyszał. Co do wrażeń, muszę przyznać, że film zrobił na mnie duże wrażenie! Wspaniały krajobraz Nowej Zelandii, świetne kostiumy, dopracowani bohaterowie i wszystkie szczegóły. Są pewne nieścisłości w scenariuszu, ale na takie "usterki" trzeba nie raz i nie dwa przymknąć oko, żeby nie odebrać sobie przyjemności oglądania filmowych adaptacji. Z ogromną satysfakcją przyznam również, że chociaż efekty 3D nie były powalające na kolana, to tworzyły głębię, która jeszcze bardziej wciągała nas w krainę fantastycznych stworzeń i przybliżała uroki Nowej Zelandii. Kolejnym aspektem filmu, koło którego nie da się przejść obojętnie, jest muzyka. Wspaniała ścieżka dźwiękowa i niesamowite wykonanie pieśni krasnoludzkich są po prostu najlepsze! Do tego dochodzą oczywiście świetni aktorzy, którzy wcielili się w filmowych bohaterów. Część z nich znamy z Władcy Pierścieni, inni są nam zupełnie obcy. Z grona krasnoludów najbardziej do gustu przypadł mi Thorin, Król Spod Góry, oraz Kili, który był zabójczo przystojny, jak na brodatego krasnoluda.


Co więcej mogę powiedzieć? Ze swojej strony gorąco zachęcam do obejrzenia filmu, bo nawet jeśli kogoś nie interesują losy bohaterów, to będzie mógł miło spędzić czas podziwiając urokliwe zakątki, w których kręcono film oraz posłuchać na prawdę świetnej muzyki wkomponowanej w Hobbita. Ci wszyscy, którzy pokochali Władcę Pierścieni będą mogli na nowo odnaleźć się w Śródziemiu i ponownie nasycić się jego urokami. Na koniec dorzucam jeszcze plakat filmowy z moim ulubionym krasnoludem i pieśń śpiewaną przez kompanię. Dodam jeszcze tylko tyle, że plakaty promujące Hobbita również bardzo mi się spodobały. Utrzymane są w nieco bajkowym klimacie, który znakomicie współgra w otoczką filmu. Chociaż całość jest bardziej mroczna niż przedstawia to książka, to jest znakomicie dograna i skomponowana z Władcą Pierścieni, który ma zdecydowanie bardziej ponurą wymowę.


Jeszcze raz gorąco polecam!!! Film, książkę, muzykę - wszystko! :)

________________________________________________________________________________