niedziela, 23 listopada 2014

"Niewidzialna korona" - Elżbieta Cherezińska

Seria: Odrodzone Królestwo
Tytuł: Niewidzialna korona
Autor: Elżbieta Cherezińska
Ilość stron:762
Wydawnictwo: ZYSK i S-ka


Wreszcie! Posucha czytelnicza zakończona jak okres oczekiwania na Króla podczas rozbicia dzielnicowego! Mam tylko nadzieję, że nie skończy się to kolejną przerwą, bo zanim po Przemyśle II koronowano Wacława II minęło trochę lat... Co prawda 4 to nie 200, ale liczę na to, że analogia nie będzie taka dosłowna. 

"Królestwo to więcej niż Król."

Po zamachu w Rogoźnie, które zakończyło się królobójstwem a tym samym śmiercią Przemysła II, pierwszego od ponad dwustu lat koronowanego władcy Podzielonego Królestwa nic nie było już takie jak dawniej. Między Radą Królewską powstał konflikt. Po pierwsze nikt nie wiedział kto stoi za zamachem. Podejrzewano zarówno Brandenburczyków, z królową Małgorzatą na czele, jak i Zarębów. W lochu uwięziono Michała, który przyznał się do czynu, którego (jak wiemy) nie popełnił. Kolejnym punktem sporu był następca tronu. Królowa nie mogła władać samodzielnie, a księżniczka Rikissa była zbyt młoda by pójść za mąż. Poza tym chwilę przed odjazdem do Rogoźna Przemysł II zdążył ją zaręczyć... Tak więc część Małej Rady opowiadała się za powołaniem na tron księcia kujawskiego Władysława, część wolałaby widzieć na nim Henryka Głogowskiego, księcia śląskiego. 

"Dwa miecze..."


Konflikt związany z następcą tronu narastał. Władzę można było w dwójnasób - zbrojnie lub dzięki układom. Najlepiej jednak mieć przekonujące argumenty w obu kwestiach. Dlatego właśnie chociaż na tron powołano Władysława, chociaż zapisano go Głogowczykowi to realną szansę na zwycięstwo miał tylko Vaclav II. Jednak kimże jest władca bez insygniów? Koronę i płaszcz mógł otrzymać, ale miecza koronacyjnego nie było... A może były dwa? Dwa miecze związane z Polskim Tronem, dwa miecze związane z Władcami panującymi i wygnanymi... Dwa, które dawały siłę, wiarę i wierność. A kto znajdzie się w ich posiadaniu będzie musiał rzucić wyzwanie losowi.

"Dwie korony..."


Walka o władzę toczyła się nieustannie, a tymczasem Jakub Świnka postanowił za wszelką cenę pielęgnować to, co udało się uzyskać dzięki koronacji Przemysła II. Zjednoczenie Królestwa jeszcze się nie dopełniło, a już mogło pójść w niepamięć.  Dlatego też ważna była ciągłość dynastii, ciągłość państwa. Chociaż złotą koronę włożył na głowę Przemyślida, to ta najważniejsza, niewidzialna, sakramentalna korona naznaczyła czoło arcybiskupa. Jakub Świnka jako potomek Piastów wziął na ramiona ciężar odpowiedzialności za losy Królestwa. I przyrzekł koronować w przyszłości Króla, dzięki któremu dopełni się Zjednoczenie.
"Jedno Królestwo."


Chociaż władza skupia się w jednym ręku, to Królestwo tworzą ludzie. Nie tylko Ci posiadający korony i miecze. Gra o los Królestwa toczy się dalej, a jeszcze nie odkryto wszystkich kart i nie wszyscy gracze zasiedli przy stole... W ruch pójdą przepowiednie Starców Trójgłowa, dzicy zmierzą się z zakutymi w stal rycerzami, zielone panny rozbiegną się po świecie... Każdy spróbuje ugrać jak najwięcej, czasem w swoim imieniu, a czasem będąc na czyichś rozkazach...

Długo czekałam na powrót do Polski z okresu rozbicia dzielnicowego, do bohaterów historycznych, w których Cherezińska tchnęła nowe życie. I nie zawiodłam się! Fabuła, chociaż teoretycznie znana nam z lekcji historii, wciągnęła mnie bez reszty. Postaci pojawiające się na kartach książki są jak z krwi i kości. Mają swoją przeszłość i przyszłość, upodobania i lęki... Oprócz tych, którzy pojawili się już wcześniej, w Koronie śniegu i krwi, mamy kilku nowych bohaterów. Na kilku może uda nam się spojrzeć z innej strony... Szczerze mówiąc brakuje mi słów żeby oddać entuzjazm z jakim sięgałam po książkę - w domu, tramwaju i na uczelni. Niewidzialna korona była dla mnie wybawieniem w natłoku pracy. Czasem płakałam wraz z bohaterami, czasem śmiałam się z nimi. Często żałowałam, że historia nie potoczyła się inaczej, ale cóż, tak bywa.

Teraz przyjdzie mi tylko czekać na kontynuację i zachęcać wszystkich do zapoznania się z Niewidzialną koroną i oczywiście Koroną śniegu i krwi!

Ocena: 9/10 (rewelacyjna)

sobota, 8 listopada 2014

"Rogi" | Film

Tytuł: Rogi
Tytuł oryginalny: Horns
W rolach głównych: Daniel Radcliffe
Gatunek: Horror
Reżyseria: Alexandre Aja
Polska premiera: 31. października 2014
Produkcja: USA, Kanada

Ostatnimi czasy wzrosła u mnie oglądalność filmów i nieco spadła ilość czytanych książek... Ale na szczęście całkiem literatury nie zostawiłam, a filmy, które mam przyjemność oglądać są na prawdę dobre. Mniej lub bardziej realistyczne, ale ciekawe i intrygujące. Do takich zdecydowanie mogę zaliczyć Rogi. Film jest zeszłoroczną produkcją, która dopiero niedawno zagościła na ekranach naszych kin. 

Ig (Daniel Radcliffe) i Merrin (Juno Temple) byli uroczą parą. Byli, bo Merrin została zamordowana. Jednego dnia śmiała się, planowała i decydowała o swojej przyszłości, a kolejnego już nie żyła. Sąsiedzi, rodzina i policja widzieli tylko jednego winnego jej śmierci - według nich sprawcą był Ig. "Tak, wierzymy, że ją kochałeś. Zbrodnie najczęściej popełnia się z miłości, nie z nienawiści." Jedyną osobą, która wspierała go i broniła od zarzutów był Lee - najlepszy przyjaciel chłopaka. Jako jedyny nie widziała też... rogów, które pewnego dnia wyrosły na czole Ig'a. Za ich sprawą ludzie w jego obecności skłonni byli do robienia rzeczy zupełnie niezgodnych z ich naturą i z obowiązującymi normami. Czy rogi, które każdy może zobaczyć, są przekleństwem i oznaką winy? Czy może nieadekwatnie do tego z czym nam się kojarzą mają być błogosławieństwem?

Przez większość seansu byłam jak w transie. Motyw oskarżonego, niekoniecznie winnego chłopaka skrzywdzonej dziewczyny nie jest mi obcy, ale nie na tym skupia fabuła Rogów. To, co jest na prawdę istotne w tym filmie, to nie odszukanie winnego by oczyścić się z zarzutów (co oczywiście również jest dość ważne), ale wymierzenie kary. Ig starając się dowiedzieć co się stało tej feralnej nocy cofa się do wspomnień sprzed kilku dni i sprzed kilku lat. Dzięki temu poznajemy historię znajomości z Merrin, poznajemy ich przyjaciół. Wszelkie waśnie z dzieciństwa, niezałatwione sprawy, drobne przysługi... Wszystko takie niewinne i takie brzemienne w skutki! Tytułowe rogi są ważnym elementem fabuły, który do ciekawej historii dodaje odrobinę paranormalności. To one są powodem wielu powodzeń jak i niepowodzeń głównego bohatera. Mam też wrażenie, że to przez nie film nosi miano horroru, a nie dramatu lub thrillera. 

Efektów specjalnych nie ma może zbyt wiele, ale te, które się pojawiają są na całkiem przyzwoitym poziomie. Rogi bardzo mi się podobały, tak samo jak pełzające wszędzie węże. Żeby jednak być całkiem szczerą muszę przyznać, że przesadzono z udziwnieniami w scenie finałowej. No nie, po prostu nie! Gdyby nie fantazyjnie odstrzelona głowa, balrog i płonący anioł byłabym w stanie to zaakceptować, ale to już było dla mnie za dużo! W efekcie całą akcję skwitowałam tylko stwierdzeniem "W jaki sposób on pomaga mu chodzić? Dostał w udo! Powinien wykrwawić się w ciągu 4 minut, a ta scena trwa już 5!" zamiast powiedzieć "Ale czadowo wygląda!".

Co do obsady - aktorzy zagrali na prawdę świetnie! Jedną z zabawniejszych rzeczy w tym filmie było oglądanie "młodego Pottera" - wspomnień z dzieciństwa Ig'a, w którym grany jest przez Mitchell'a Kummena. I ta myśl przecinająca umysł jak błyskawica - "Harry tak nie wyglądał!". Ale tak zupełnie serio wypada powiedzieć, że Daniel Radcliffe to kawał dobrego aktora. Owszem, prawdopodobnie do końca życia będę utożsamiała go z rolą Chłopca Który Przeżył, ale grając potrafi wykreować zupełnie inną postać, zerwać z dotychczasowym wizerunkiem i stworzyć coś nowego. Bardzo spodobali mi się też Lee grany przez Max'a Minghella oraz brat Ig'a - Terry, w którego wcielił się Joe Anderson. Byli najbardziej charakterystycznymi postaciami drugoplanowymi w tym filmie. Dodawali akcji pikanterii i tajemniczości.

O fabule było, a efektach specjalnych i aktorach też. Mogłabym dorzucić jeszcze parę słów o zdjęciach i muzyce, ale te nie wyróżniały się niczym specjalnym. Spełniały swoje role znakomicie, czyli przekazywały to co mieliśmy zobaczyć, wzmacniały ten przekaz i budowały napięcie. Idealnie wkomponowały się, a może połączyły wszystkie czynniki budujące ten film. Co z tego wyszło? Musicie zobaczyć sami. Mi osobiście Rogi przypadły do gustu, chociaż jedną czy dwie sceny mogłabym zupełnie wyrzucić lub chociaż drastycznie zmienić. Mimo wszystko, a może właśnie dlatego polecam serdecznie.

wtorek, 4 listopada 2014

"Zaginiona dziewczyna" | Film

Tytuł: Zaginiona dziewczyna
Tytuł oryginalny: Gone Girl
W rolach głównych: Ben Affleck, Rosamund Pike
Gatunek: triller, dramat
Reżyseria: David Fincher
Polska premiera: 10. października 2014
Produkcja: USA


W tym tygodniu udało mi się skraść kilka wolnych chwil i uciec ze świata liczb, bramek logicznych i języka C++ do... kina. Tak właśnie. Uciekłam i biegnąc na oślep trafiłam na Zaginioną dziewczynę. No może nie tak całkiem na oślep, bo prawdę mówiąc podążałam za tłumem pragnącym zobaczyć ten film. Ale grunt, że trafiłam. 

Amy i Nick są dokładnie pięć lat po ślubie. Od niedawna mieszkają w małym miasteczku w Missouri, gdzie przeprowadzili się z Nowego Jorku. Ich życie nie układa się tak kolorowo jak dawniej. Oboje stali się tacy, jakimi nigdy nie chcieli być: On - marudzącym nieudacznikiem wiecznie przesiadującym w barze, Ona - zrzędliwą panią domu. Gdy w dniu 5. rocznicy ślubu Ona znika.... On staje się głównym podejrzanym o zabójstwo. Poszukiwania Niezwykłej Amy trwają, śledztwo posuwa się naprzód i z każdą chwilą jest coraz więcej dowodów na winę Nick'a. Napięcie rośnie, gdy na jaw zaczynają wychodzić dowody świadczące o jego niewinności i pojawia się myśl: może to jednak nie było tak?

Zaginiona dziewczyna to film, który ma wiele atutów. Wyliczanie mogę zacząć od znakomitej obsady: Ben Affleck w roli Nicka i Rosamund Pike jako Amy, jego żona, to para znakomicie dobrana. Tworzą razem prześliczny obrazek, ale pod maską cudownego małżeństwa skrywają brudne tajemnice. Jako jednostki Amy i Nick są równie wyraźni. Ona pozornie bezbronna potrafi zadbać o siebie jak mało kto, On rozdarty miedzy tym co jest, a tym co powinno być stawia czoła sytuacji, w której się znalazł. 

Kolejną mocną stroną tego filmu, od której w zasadzie powinnam była zacząć, jest fabuła. Żaby nie zdradzać zbyt wiele skupię się jedynie na początku akcji i budowaniu napięcia, które narasta z każdą minutą. Wyobraźmy sobie dzień jak co dzień. Wyjście z domu, standardowe odwiedziny w barze, rozmowa z siostrą i nagle... telefon od sąsiada: kot biega przed domem. Cóż zrobić - skoro kot przed domem, to pewnie ktoś nie domknął drzwi. Czyli, że żona wyszła i zapomniała, albo może on ich nie zamknął, a ona siedzi gdzieś na górze... No trudno, trzeba wrócić. Powrót nieśpieszny, bo przecież kot od siedzenia na dworze nie zdechnie. Po wejściu do domu... narastająca panika. Drzwi niedomknięte, żony nie ma. W salonie przewrócony stolik, rozbite szkło. Co mogło się stać? Policja, przesłuchanie. Nagle z "dnia jak co dzień" Nick trafia do piekła. Okazuje się, że Amy zniknęła, przepadła bez śladu. Wszystkie ślady jakie udało się znaleźć policji świadczą na niekorzyść Nicka. Ten z kolei wygląda na oszołomionego i sprawia wrażenie niezdolnego do zarzucanych mu czynów. Czy jest znakomitym aktorem czy może ofiarą misternie utkanej intrygi? Czy sprawca całego zamieszania działał w pojedynkę? Czym się kierował? To i wiele innych pytań przychodzi do głowy jak lawina. Odpowiedź na wiele z nich odnajdziemy dość szybko, a mimo to film nie staje się nudny - przeciwnie! My wiemy coś, czego nie wiedzą bohaterowie. Czekamy w napięciu na ich ruch znając zagranie przeciwnika...

Czy były jakieś słabe strony? Jeśli tak, to nie zwróciłam na nie większej uwagi. Można by dopatrywać się jakichś niedociągnięć czy niespójności... ale szczerze mówiąc - nie warto na siłę.

Pójście na Zaginioną dziewczynę do kina było strzałem w dziesiątkę! Film poruszył kilka cięższych kwestii - jak na dramat przystało. Trzymał w napięciu, co moim zdaniem jest warunkiem wystarczającym do nazwania go thrillerem. Fabuła była spójna, bohaterowie realistyczni. Pomysł... nie wpadła bym sama na takie rozwiązanie! Zdecydowanie pozytywnie oceniam ten film i polecam serdecznie :)

niedziela, 2 listopada 2014

"X-Men" | Film

Seria: X-Men
Tytuł / Tytuł oryginalny: X-Men
W rolach głównych: Hugh Jackman, Patrick Steward, Ian McKellen
Gatunek: Sci-Fi, Akcja
Reżyseria: Bryan Singer
Polska premiera: 13. października 2000
Produkcja: USA

Spotkania z X-Menami czas zacząć. Dziwię się, że dotąd nie miałam okazji obejrzeć ani jednaj części z tej serii... Zapalnikiem okazał się najnowszy film X-Men: Przeszłość, która nadejdzie. Widziałam go w kinie jakiś czas temu i postanowiłam nadrobić zaległości i zapoznać się z historią X-Menów. Czy było warto? Na razie jak najbardziej tak!

Z Marie coś jest nie tak. Gdy chłopak, z którym się całuje nagle dostaje drgawek i ledwie uchodzi z życiem dziewczyna postanawia uciec jak najdalej od domu. Okazuje się, że na dalekiej północy jest zupełnie inaczej niż sobie wyobrażała. Przez szczęśliwy, a może nieszczęśliwy zbieg okoliczności spotyka mężczyznę nazywanego przez wszystkich Wolverine. Szybko okazuje się, że on też nie jest normalny - regeneruje się z niesamowitą szybkością, a ponadto z wierzchu dłoni wyrastają mu trzy metalowe pazury. Wolverine jej jedyną szansą na wydostanie się z ponurego miasteczka. Gdy już ruszą w drogę ktoś postanowi ich zatrzymać. Ktoś inny przyjdzie z pomocą i da schronienie. W ten sposób Marie i Logan trafią do Szkoły dla Utalentowanych profesora Charlesa Xaviera. Jednak nie będzie ona końcem, a zaledwie początkiem przygody. Kto i dlaczego na nich napadł? Kim jest Magneto? Jaki związek z tym wszystkim ma tocząca się debata na temat Mutantów?

Cóż mogę powiedzieć? Jeśli nie to, że na prawdę mi się podobało, to nie wiem co. Począwszy od ciekawej fabuły, na którą składa się historia poszczególnych postaci, ogólna sytuacja społeczna oraz relacje między jednym a drugim, a skończywszy na dynamice obrazu i dźwięku. Nie było to porażające i powalające z nóg dzieło, ale film na wysokim poziomie, przy którym w napięciu oczekiwałam na dalszy rozwój akcji. Muszę również dodać, że oprócz wymienionych powyżej czynników pojawia się wiele innych. Na przykład Hugh Jackman, który zyskał moją sympatię wcielając się w rolę Wolverina. Tak na prawdę podobała mi się gra aktorska całej obsady: w rolach Profesora i Magneto Patrick Steward oraz Ian McKellen, Halle Berry jako Storm, James Marsden - Cyklop, w roli Marie Anna Paquin oraz Pamke Janssen jako Jean. Oprócz nich uczniowie Szkoły dla Utalentowanych, czarne charaktery i przechodnie. Wszyscy oni stworzyli alternatywną rzeczywistość, w której znajdujemy się oglądając X-Men'ów.

Polecam bardzo! Jeśli ktoś jeszcze nie miał styczności z tą serią to musi to zmienić, jeśli miał - może sobie przypomnieć początki. :))