sobota, 31 grudnia 2011

Podsumowanie końcowo-roczne 2011!

Z końcem roku postanowiłam i ja podsumować to co podsumować się da. Nie wiem czy w ciągu tego roku byłam na tyle sumienna, by spisać dokładnie ilość stron wszystkich książek, które udało mi się przeczytać, jak również mam nadzieję, że książki, które przeczytała spisane są tak jak być spisane powinny. Chociażby dlatego, żeby jakiś ślad po nich w mojej głowie pozostał :)

Przeczytałam 39 książek,
to około 3,25 książki miesięcznie.
W sumie 10 044 stron,
czyli średnio 837 stron miesięcznie.

Najwięcej emocji wzbudziła we mnie książka pt. Cień wiatru. Autorem, którego książek przeczytałam w tym roku najwięcej jest Lisa J. Smith (Pamiętniki Wampirów), a zaraz po niej Aghata Christie (Zwierciadło pęka w odłamków stos, I nie było już nikogo, Śmiertelna klątwa, Noc w bibliotece); wróciłam kolejny raz do Opowieści o Niewidzialnym, Tomka Wilmowskiego, Liceum Avalon i Klanu Wilczycy. Z literackich postaci najbardziej zapadła mi w pamięci postać Artura z Zimowego Monarchy. Najmniej ciekawą książką okazał się Portret Nieobecnej.

To tyle w związku z odchodzącym rokiem, pozostaje mi już tylko życzyć:
Udanego Sylwestra, szczęśliwego Nowego Roku oraz niezapomnianych przeżyć z literaturą w 2012!


środa, 28 grudnia 2011

"Zimowy monarcha" - Bernard Cornwell

"W piątym stuleciu po narodzinach Chrystusa Brytania jest na skraju przepaści. Nikną ślady rzymskiej cywilizacji, pogańscy bogowie ustępują przed zalewem chrześcijaństwa, a na rubieżach grasują Saksonowie. Skłócone królestwa Brytanii, którym przewodzi Uther, z trudem jednoczą się do walki z najeźdźcą. 
Niestety, Uther starzeje się, a jego następcą nie jest potężny przywódca, lecz chłopiec urodzony w mroźną zimową noc. 
Tylko Artur - żołnierz, mąż stanu, podopieczny Merlina, nieślubny syn Uthera - może objąć tron i zjednoczyć poróżnione królestwa. 
"Zimowy monarcha" to wspaniała opowieść o polityce i wojnie toczonej w kraju, gdzie religia rywalizuje z magią w walce o dusze ludzi."
Tekst z okładki

Seria: Trylogia Arturiańska / The Warold Chronicles
Tytuł: Zimowy monarcha
Tytuł oryginalny: The Winter King
Autor: Bernard Cornwell
Tłumaczenie: Jerzy Żebrowski
Ilość stron: 505
Wydawnictwo: Da Capo
Ocena: 9/10

Świat Króla Artura pochłonął mnie w te Święta bez reszty, tak więc proszę o wybaczenie, jeżeli recenzja ta zbyt składna nie będzie. Zimowego monarchę czytałam z zapartym tchem. Co prawda oczekiwałam czegoś zupełnie innego, ale mimo to nie zawiodłam się. Teraz zaprzyjaźniam się z Nieprzyjacielem Boga, a potem przyjdzie pora na naukę walki Excaliburem. Co do treści, chyba nic dodawać nie muszę. Przejdę więc do wrażeń, które wywarła na mnie powieść.

Moja opinia
Bernard Cornwell, opierając się na zapiskach z kronik i innych historycznych źródeł, przedstawił nam Brytanię i wszystkie jej ówczesne problemy. Czerpiąc z legend Arturiańskich w swojej powieści zaprezentował takie postaci jak czarnoksiężnik Merlin, który nie był milutkim staruszkiem z bajek dla dzieci; Lencelot, niekoniecznie mężny, ale urokliwy i przystojny król; Ginewra, Morgana i całą plejadę innych bohaterów z Arturem na czele, oczywiście...

Narratorem, który przedstawia nam wydarzenia jest Derfel, mnich. Jednak nie był zawsze wiernym sługą Chrystusa i Kościoła. W historii, którą spisuje dla królowej Igraine, jest jednym z wojowników Artura, wychowankiem Merlina. Dzięki temu poznajemy świat jego oczami: znamy jego uczucia, jego słabości. Wraz z nim odczuwamy miłość do Ceinwyn, księżniczki Powys, nienawiść do Gundelusa, króla Sylurii, oraz niezwykłą więź łączącą go z Nimmue - kapłanką i kochanką Merlina. Możemy się z nim utożsamić, poczuć jego ból, strach i radość. Towarzyszymy mu podczas wypraw, bitew oraz w codziennym, nigdy nudnym, życiu.

Codziennością w tym świecie pochłoniętym wojną jest mord, gwałt, zemsta. Jednak Derfel nigdy nie bierze udziału w tych najdrastyczniejszych aktach agresji. Pisze o nich, jednak bez szczegółowych opisów. Przedstawia nam jednak bardzo dokładnie przebiegi bitew czy uczt, w których często uczestniczy.

Tekst nie jest trudny, język może poplątać się jedynie na cudacznych nazwach miejsc, w których rozgrywa się akcja, czy na imionach niektórych bohaterów. Czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Nie ma mowy o znudzeniu przydługimi opisami czy brakiem akcji. Zawsze coś się dzieje. Strony przerzuca się nawet nie zwracając na to uwagi, a czas płynie i płynie w takim tempie, że nawet nie jesteśmy w stanie powiedzieć kiedy upłynęło 15 minut, 30 czy godzina.

Postacie są barwne, wyraźne. Nie ma tu dwóch ludzi, którzy mieliby taki sam charakter lub zachowywaliby się podobnie. Każdy jest jedyny w swoim rodzaju. Bohaterami, którzy wysuwają się na pierwszy plan są oczywiście Artur, Ginewra, Lancelot i Merlin. Nic więc dziwnego, że są najczęściej wspominani, opisywani i stają się tematem do rozmów. W Zimowym Monarsze, który jest pierwszą częścią Trylogii Arturiańskiej, najczęściej występuję Artur. Nieco mniej jest Merlina i Ginewry, za to sir Lancelot pojawia się dopiero pod koniec książki, jednak od razu staje w pierwszym szeregu by błyszczeć jak bohater.

To, co z początku zawiodło mnie wkrótce uznałam za spory plus. Miałam nadzieję zapoznać się z tajemniczą Panią Jeziora, która panowała na wyspie Avalon i podarowała miecz Arturowi, byłam wielce ciekawa historii o dorastaniu Artura oraz o zdradzie Ginewry i Lancelota, chciałam poznać rycerzy Okrągłego Stołu, a tu lipa. Nie ma ani Pani Jeziora, ani osnutej mgłami tajemniczej wyspy. Nikt też nie wspomina słowem o Ellain, Pani na Schallot! Hańba! Jednak w powieści Bernarda Cornwella historia Artura, nieślubnego dziecka Wielkiego Króla Uthera, brzmi bardziej wiarygodnie. Nie jak baśń, lecz jak legenda, w której jest nieco więcej prawdy. Daje więcej wiary na to, że ktoś taki mógł istnieć i że coś takiego mogło się wydarzyć.

Jest to jedna z tych książek, które na długo zapamiętam i często będę wspominać. Bardzo, bardzo serdecznie polecam! :)

piątek, 23 grudnia 2011

"Imię Róży" - Umberto Eco

Imię Róży to książka o wielu wątkach. Przeniosła mnie w średniowieczny świat, zaznajomiła z tajemnicami życia zakonnego i dostarczyła niemałych emocji przy rozwiązywaniu zagadkowego morderstwa mnicha... a może kilku mnichów? a może to wcale nie było morderstwo?

Tytuł: Imię Róży
Tytuł oryginalny: Il nome della rosa
Autor: Umberto Eco
Tłumaczenie: Adam Szymanowski
Ilość stron: 577
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy

Pewnej listopadowej nocy na początku XIV wieku do włoskiego opactwa benedyktynów przybywa minoryta Wilhelm wraz ze swoim podopiecznym Adso z Melku (który jest narratorem tej powieści). Ma on przygotować spotkanie legacji cesarza Ludwika Bawarskiego oraz Awiniońskiego papieża Jana XXII, na której rozprawiać mieli o ubóstwie Jezusa (Ludwik popierał Franciszkanów i twierdził, że Jezus żył w ubóstwie za to Jan utrzymywał, że Chrystus miał rzeczy na własność, nie był ubogi). Jednak w opactwie dzieją się dziwne rzeczy. W pozornie spokojnym miejscu zdarzył się niedawno wypadek. Opat prosi Wilhelma o rozwiązanie tajemnicy śmierci młodego mnicha, Aldemusa, którego znaleziono martwego u podnóży wzgórza.

W toku śledztwa na jaw wychodzą rożne skrywane przez lata tajemnice i niechęci, które nie łatwo będzie zgłębić szczególnie, że niektóre z nich mają związek z biblioteką, do której nikt, poza Bibliotekarzem, nie ma prawa wstępu. Opat nie będzie zbyt pomocny, a i mnisi nie będą bardzo chętni do udzielania wyjaśnień i odpowiadania na niewygodne pytania. Na nieszczęście, a może na szczęście, dochodzi do kolejnej tragedii, która niektórym rozwiązuje języki inni zaś jeszcze mocniej zaciskają usta, by nie zdradzić żadnych sekretów...

wtorek, 20 grudnia 2011

Mój dzień w książkach

Przeglądając kilka blogów natrafiłam na świetną zabawę zaproponowaną przez Lirael .

Zaczęłam dzień ze Świętoszkiem. W drodze do pracy zobaczyłam Portret Nieobecnej i przeszłam obok Dom Czarownic, żeby uniknąć Dżumy , ale oczywiście zatrzymałam się przy Czarnych Stopach. W biurze szef powiedział: Próba Krwii zlecił mi zbadanie Pamiętników Wampirów. W czasie obiadu z Królem Edypem zauważyłam Kolor Magii pod Cieniem Wiatru . Potem wróciłam do swojego biurka z Mozaiką Parsifala. Następnie, w drodze do domu, kupiłam Eden ponieważ mam Rok 1984Przygotowując się do snu, wzięłam Światła Września i uczyłam się Zdążać przed Panem Bogiem, zanim powiedziałam dobranoc Scarlett .


Wszystkich zapraszam do wspólnej zabawy :)

czwartek, 15 grudnia 2011

Czekoladowe "conieco" na rozgrzanie.

Mamy późną jesień, szybko robi się ciemno i popołudniami bardzo miło (i klimatycznie) jest usiąść z książką w ręku przy oknie i czytać w świetle lampki nocnej. Jednak jeszcze przyjemniej czyta się mrożący krew w żyłach kryminał czy historie miłosne powodujące u nas dreszczyk emocji, gdy możemy rozgrzać się popijając gorącą herbatką albo... CZEKOLADĄ!

Na osłodę przyjemnej lektury najwspanialsza w świecie czekolada. Nie jakieś tam zwykłe kakao (no może troszeczkę...) albo najpospolitsza kawa rozpuszczalna czy też herbatka z cytrynką tylko przepyszna mieszanka tego co w czekoladzie uwielbiamy, w formie płynnej.

Przygotowanie tego jakże pysznego napoju nie potrzeba dużo czasu ani składników:

kakao lub pół tabliczki czekolady
mleko
lody czekoladowe i/lub bita śmietana
polewa do lodów/wiórki kokosowe/cukiereczki

1. Na początek, wedle upodobania: kakao lub pół tabliczki czekolady rozpuszczone w gorącym mleku - napełnić około 3/4 kubka, w którym przygotowujemy napój.
2. Na wierzch, w celu przyrządzenia delikatnej i puszystej pianki, nakładamy lody czekoladowe - nie za dużo, nie za mało. Może być jedna gałka lub dwie, najlepiej rozdrobniona - szybciej się ogrzeje.
3. Jeśli mamy, możemy z wierzchu nałożyć bitą śmietanę, która utworzy nam kolejną, jeszcze delikatniejszą, warstwę pianki. Trzeba jednak pamiętać żeby bita śmietana nie wystawała ponad górną krawędź kubka, bo ogrzana wypłynie z naczynia.
4. Jako wykończenie naszego dzieła możemy naszą czekoladę (a właściwie jej piankę) polać z wierzchu polewą do lodów, posypać kakaem, wiórkami kokosowymi lub cukierkami albo dodać jakiś smakołyk, który otrzyma się na powierzchni i będzie cieszył nasz zmysł wzroku, a następnie smaku.

Nie jest to może odkrycie roku, ale smakuje wyśmienicie! Można pokombinować z polewami, rodzajem lodów i ich ilością, posypkami... Fani czekolady na pewno skuszą się na porcję tego gorącego napoju i przyrządzą go według własnych upodobań. Ja tym czasem życzę smacznego i uciekam do lektury Imienia Róży.

poniedziałek, 12 grudnia 2011

"Światła września" - Carlos Ruiz Zafón

Moje drugie spotkanie z twórczością C. R. Zafóna wypadło, tak jak się tego spodziewałam, znakomicie. Światła września to książka, o której już od dawna słyszę same pochlebne opinie. Wypożyczyłam ją więc z biblioteki i dałam wciągnąć się w świat, który łączy ze sobą fikcję, fantazję oraz rzeczywistość.

Tytuł: Światła września
Tytuł oryginalny: Las luces de septiembre
Autor: Carlos Ruiz Zafón
Tłumaczenie: Katarzyna Okraska, Carlos Marrodan Casas
Ilość stron: 256
Wydawnictwo: MUZA

Franca, lata 30. XX wieku. Simone Sauvelle, po stracie męża, wraz z dwójką swoich dzieci, przeprowadza się z Paryża na wybrzeże Normandii. Zatrudnia się w posiadłości Cravenmoore należącej do Lazarusa Janna, fabrykanta zabawek, jako ochmistrzyni. Wraz z tą posadą otrzymuje mały, biały, uroczy Domek na Cyplu, w którym zamieszkuje z Irene i Dorianem.

W ogromnym budynku, jakim jest posiadłość Cravenmoore, zamieszkuje jedynie Lazarus z małżonką i pracująca u nich jako kucharka i pomoc domowa 16-letnia Hannah. Dziewczynka szybko zaprzyjaźnia się z Irene, która jest w podobnym wieku. Razem spacerują po plaży, zwiedzają małe miasteczko, dzielą się najnowszymi wiadomościami z miasteczka i wspaniale się bawią. Hannah przedstawia Irene swojego kuzyna Ismaela i od tamtej pory Ci dwoje stają się nierozłączni. Coś sprawiło, że stali się sobie bardzo bliscy. W tym samym czasie Dorian zdążył odkryć swoją nową pasję, którą stała się kartografia (codziennie siadał między tymi samymi skałami na nabrzeżu i szkicował mapy okolicy), a Simone zaaklimatyzowała się w dworze i przywykła do dziwnych rozporządzeń Fabrykanta zabawek. Wszystko zaczynało się układać, coś więc musiało się wydarzyć, by przerwać tę sielankę...

sobota, 10 grudnia 2011

Ruda Czarownica - Wilczyca!

Trwająca tysiąclecia walka pomiędzy Czarownicami Omar i Odish, potomkiniami Matki O, wreszcie się zakończy. Oto nadchodzi wybranka zapowiedziana przez jej proroctwo.

Seria: Wojna Czarownic
Tytuł: Klan Wilczycy
Tytuł oryginalny: El clan de la loba 
Autor: Maite Carranza
Tłumaczenie: Marcin Sarna
Ilość stron: 379
Wydawnictwo: Jaguar

"Pewnego dnia przybędzie ona, wybranka, potomkini Om." Tymi słowami Matka O zapowiedziała przyjście tej, która zadecyduje na zawsze o losach Czarownic. Tylko Ona będzie mogła dobyć berła i posłużyć się jego mocą, by zaprowadzić ład i porządek w świecie kobiet, w świecie rządzonym przez magię.

Selene jest piękna i nieobliczalna. Ma burzę rudych loków ("We włosach płomień będzie niosła...") okalających jej twarz, smukłą sylwetkę, długie nogi. Zwraca na siebie uwagę, bo to właśnie o niej mówi się, że jest wybranką. Jednak oprócz tego jest kochającą matką. Jej 14-letnia córka, Anaid, jest jej zupełnym przeciwieństwem. Mała, drobna, chuderlawa, nie brzydka, ale też nie śliczna. Są jak dwa przeciwne bieguny magnesu. Tak różne i tak bardzo poszukujące siebie nawzajem.

piątek, 9 grudnia 2011

Każdy chciałby zdążyć przed Panem Bogiem.

Tytuł: Zdążyć przed Panem Bogiem
Autor: Hanna Krall
Ilość stron: 138
Wydawnictwo: GAMMA

Hanna Krall w Zdążyć przed Panem Bogiem przedstawia historię powstania w Getcie Warszawskim. Na treść książki składa się krótki wywiad z Markiem Endelmanem, reportaż i opis. Wszystko w dość luźnej kompozycji, niechronologicznie, opowiedziane po to, by pamiętać. Żeby wiedzieć co się działo, poznać prawdę, a nie oceniać.

Cała książka jest zapisem rozmowy autorki i M. Endelmana, który jest szczery do bólu, aż nieprzyzwoicie szczery. Ale opowiada jak było, co działo się na prawdę. Bez kolorowania, bez upiększania albo dodawania komuś odwagi, której nie posiadał czy heroizmu, którym się nie wykazał. Opowiadał o życiu mówiąc o śmierci, o umieraniu "z fajerwerkiem". O postawie ludzi mieszkających w Getcie. Jak znosili myśl o śmierci i czy o niej w ogóle myśleli? Mówił, że nie zdawali sobie sprawy z tego, że wchodząc z chlebem do wagonów jechali na śmierć, a nie do pracy. O tym jak propaganda hitlerowska wpływała na życie codzienne.
Jego wspomnienia z czasów powstania przeplatają się ze stosunkowo niedawnymi przypadkami ze szpitala. Wszystko jednak do czegoś prowadzi, o czymś nam mówi. Zmusza do myślenia i do przyjęcia historii taką jaką jest - bez zmian.

Lektura jest całkiem przyjemna, bo można odnieść wrażenie, że uczestniczy się w rozmowie. Może nie łatwa i nie idzie zapamiętać wszystkiego, ale nie o to chodzi. Chodzi o to, żeby pamiętać!

czwartek, 8 grudnia 2011

Walutą stał się czas...

Pomysł, który pojawił się w mojej głowie był dość spontaniczny: pójść do kina. Ale na co? Nic ciekawego ostatnio nie reklamowali, na Przed Świtem iść nie chciałam... już w kinie zdecydowałyśmy się z moją współ-oglądaczką, że chcemy zobaczyć film akcji. Jedynym, który leciał w tej chwili, był Wyścig z Czasem.

Tytuł: Wyścig z czasem
Tytuł oryginalny: In Time
Gatunek: Thriller, Romans
Scenariusz i Reżyseria: Andrew Niccol
Rok produkcji: 2011
Produkcja: USA






Jest to historia świata, w którym walutą stał się czas. Ludzie przestawali starzeć się w wieku 25 lat, ale potem zostawał im tylko rok życia, chyba że udało im się zdobyć więcej czasu. W momencie, gdy na Twoim liczniku wyświetlało się trzynaście zer kończyła się Twoja ziemska egzystencja. Bogaci mogli żyć wiecznie, pozostali, w szczególności mieszkańcy strefy12 - tak zwanego Getta, żyli z dnia na dzień, z godziny na godzinę. Umierali na ulicach w biały dzień, bo ich czas się kończył i nie można było go nigdzie dostać...