niedziela, 8 stycznia 2012

"Excalibur" - Bernard Cornwell

"Nic nie jest już w stanie ochronić Brytanii przed zalewem wrogów. Metoda poróżniania dwóch konkurujących ze sobą saskich wodzów, Cedryka i Aelle'a przestaje być skuteczna, przejrzeli oni bowiem grę przeciwnika i wszystko wskazuje na to, że - wcześniej czy później - zjednoczą swe siły. Kolejną plagą nękającą Brytów, zwłaszcza tych, którzy nie chcą rezygnować z dawnych wierzeń, jest szerzące się niczym zaraza chrześcijaństwo. Wydaje się więc, że przejście starzejącego się Artura na nową wiarę jest tylko kwestią czasu.
Kiedy znikąd nie można spodziewać się pomocy, trzeba - jak zawsze w dziejach Brytanii - zwrócić się do bogów. Tyle że bogowie żądają krwawej ofiary, a Merlin - może z powodu starości - staje się bardziej ludzki i miewa wątpliwości."
Tekst z okładki

Seria: Trylogia Arturiańska / The Warold Chronicles
Tytuł: Excalibur
Tytuł oryginalny: Excalibur, a novel of Arthur
Autor: Bernard Cornwell
Tłumaczenie: Paweł Korombel
Ilość stron: 463
Wydawnictwo: DaCapo
Ocena: 8/10


Jeśli mogę coś powiedzieć na temat ostatniej części oraz całej Trylogii, to na pewno to, że bardzo mile spędziłam z nimi czas. Jestem pozytywnie zaskoczona serią B. Cornwella opowiadającą o Arturze i o Brytanii z jego czasów. W Excaliburze Artur jest już stary (jeśli 40-latka można nazwać starym!!!), ale mimo to świetnie radzi sobie z dowodzeniem armią i trzyma w ręku realną władzę. Jest jednak zmęczony rządzeniem Dumonią, bo jedyne, czego tak na prawdę pragnie, to osiedlić się w jakimś cichym i spokojnym miejscu i wieść normalne życie.
Merlin pragnie przywołać pradawnych bogów Brytanii, ale zanim uda mu się (albo i nie) tego dokonać będzie musiał stawić czoło Arturowi i jego sprzymierzeńcom, którym nie w smak są obrządki Druida.
Inni przeciwnicy starego porządku również nie próżnują. Sasi odrzucili na bok dawne spory tylko po to, aby wspólnie stawić czoła Brytom i zagarnąć dla siebie jak najwięcej ziem, kobiet i niewolników. Z kolei chrześcijanie są coraz bardziej przekonani, że tylko ich Bóg może zwyciężyć i to w nim, oraz armii Meuriga, króla Gwentu, pokładają swe nadzieje.

Jest to ostatnia część i, mimo triumfu, Artur w końcu polegnie, lecz jego śmierć będzie okupiona tragedią wielu innych ludzi. Na szczęście zanim to nastąpi szczęście uśmiechnie się do niego i jego popleczników. Zasmakuje życia takiego, jakiego od zawsze pragnął z ukochaną kobietą i synem u boku. A później z rodziną syna - żoną i wspaniałymi wnukami. I przez parę cudownych lat będzie wiódł sielskie życie. Lecz los jest nieubłagany...

W ciągu lektury zmieniało się moje nastawianie do poszczególnych postaci oraz sposób, w jaki patrzyłam na wydarzenia przedstawione w Trylogii Arturiańskiej. Być może było to sprawką narratora, zacnego Derfla, który wraz z upływem czasu zaczynał pojmować rzeczy w inny sposób. Był on też postacią, którą niezmiennie darzyłam sympatią. On oraz Ceinwyn, jego ukochana. Ale wszyscy inni, którzy od początku byli uwikłani w tą historię: Merlin, Nimue, Morgana, Mordred, Ginewra, Lancelot - oni wszyscy bardzo się zmienili i pod koniec nie patrzyłam na nich tak samo jak wtedy, gdy zaczynałam Zimowego Monarchę. Niektóre zmiany wyszły na dobre, ale przez większość z nich zmieniłam swoje nastawieni to poszczególnych postaci na gorsze. W wyniku pewnej tajemniczej historii związanej z pochodzeniem Derfla w moich oczach bardzo zyskał saksoński król Aelle, który okazał się wspaniałym człowiekiem, z kolei w związku z szałem Skarbów Brytanii, który ogarnął Nimue, przestałam darzyć ją sympatią. Nie przejmowała się żywymi i dążyła do swego "po trupach do celu". Dosłownie.

Podsumowując jednak Excalibura, jest to część w której od początku do końca między słowami przemyka widmo nieszczęścia, które nawet w szczęśliwych chwilach daje o sobie znać. Mimo to radość, która gości u bohaterów tej powieści jest nie do opisania. Artur zwycięża Sasów, odnajduje spokój u boku kobiety, chociaż nie jest pewny czy postępował słusznie żeniąc się ponownie. Mordred zdobywa sławę walecznego rycerza i rządzi Dumonią osobiście wymierzając swoją sprawiedliwość.

Cała seria od samego początku Zimowego Monarchy przez Nieprzyjaciela Boga do ostatniej strony Excalibura warta jest poświęcenia czasu. Podczas lektury czas płynie szybciej, akcja toczy się własnym, wartkim tempem, a my mamy wrażenie, ze uczestniczymy we wszystkich tych wydarzeniach razem z Arturem i pozostałymi. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona Trylogią Arturiańską Bernarda Cornwella i z całego serca polecam ją wszystkim! :))

3 komentarze:

  1. Z przyjemnością sięgnę po tą książkę! Uwielbiam wszelkie dzieje Artura i Merlina, jestem nimi wręcz zachwycona. :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cała trylogia mi się podobała i warta była przeczytania:))
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  3. RemusikLupin - nie jestem osamotniona w uwielbianiu ich historii! :)) Tym bardziej zachęcam Cię do przeczytania.

    kasandra_85 - zgadzam się bardzo, bardzo!

    OdpowiedzUsuń

Jeśli udało Ci się znaleźć chwilkę czasu, po to, aby przeczytać powyższy tekst, proszę, znajdź drugą chwilkę, aby wyrazić swoją opinię na jego temat.
Dla mnie ważny jest KAŻDY komentarz, każda informacja o tym, że ktoś tu był, poznał moje myśli. I pozostawił po sobie ślad :)