
Tytuł: Płatki na wietrze
Tytuł oryginalny: Petals on the Wind
Autor: Virginia C. Andrews
Tłumaczenie: Elżbieta Podolska
Ilość stron: 428
Wydawnictwo: Świat Książki
Ocena: 6/10 dobra
Nie wiem od czego zacząć... Książka zdecydowanie mnie rozczarowała - przynajmniej początkowo. Nie była tak dobra jak pierwsza część, ale kiedy już przebrnęłam przez początek czytało się na prawdę znakomicie! Poświęciłam jej w sumie ponad miesiąc, co czyni ją najdłużej czytaną przeze mnie książkę... Przynajmniej na razie.
Dzieciom udało się uciec z poddasza rezydencji Foxworth Hall. Chris, Cathy i Carrie uciekają na południe. Na drodze jednak staje im wiele przeszkód. Przez jedną z nich trafiają do domu doktora Paula, który postanawia im pomóc. Razem zamieszkują w jego domu rozpoczynając tym samym nowy, ale czy lepszy, rozdział swojego życia. Chris idzie na studia medycznie, Cathy zaczyna uczęszczać do prawdziwej szkoły baletowej, a mała Carrie rozpoczyna naukę w internacie. Jednak rodzinna klątwa wisi nad nimi jak czarna chmura. Cathy nie potrafi wybaczyć matce, o której pozostała dwójka postanowiła po prostu zapomnieć, więc cały czas śledzi jej życie i obmyśla plan zemsty na kobiecie, która zamknęła ich na poddaszu. Jak potoczą się losy trojki rodzeństwa? Czy w końcu zostawią przeszłość za sobą, czy wciąż będą ją rozpamiętywać?
Całokształt prezentuje się na prawdę dobrze. Niestety pewne rzeczy nie pozwoliły mi ocenić książki wyżej, ani też cieszyć się lekturą od początku do końca. Pierwsze rozdziały dało się czytać - początek nowego życia, ciekawie zapowiadająca się akcja i świetna atmosfera. Niestety już po chwili musiało to zostać zepsute przez, denerwujące mnie na każdym kroku, podteksty seksualne. Nie wątpię, że dodawały lekturze "czegoś", ale bez przesady. Kilka kolejnych rozdziałów było ciągłym opowiadaniem Cathy, która jest narratorką Płatków na wietrze, o jej zauroczeniu i pragnieniu miłości, oraz rozmyślanie o uniesieniach erotycznych. Na prawdę - co za dużo to niezdrowo. Tym samym książka z powrotem powędrowała na półkę. Wróciłam do niej po pewnym czasie. Przebrnęłam przez jeszcze parę takich rozdziałów i... wtedy zaczęła się na prawdę ciekawa historia! Czytałam z wypiekami na twarzy czasem śmiejąc się i, znacznie częściej, płacząc. Wciągnęłam się w dalsze losy dzieci Dollangangerów i szczerze im kibicowałam. Do samego końca akcja rozwijała się i trzymała w napięciu! Gdyby tak było przez cały czas, nie wahałabym się mówić, że była to powieść wspaniała!
Język był bardzo przystępny, w wydaniu nie ma literówek ani błędów, a sam styl, w którym Płatki na wietrze są napisane, sprzyja wartkiej akcji. Bohaterowie, nowi i starzy, byli stworzeni z niezwykłą precyzją. Jak zawsze miałam swoich ulubionych i tych, którzy działali mi na nerwy. Muszę przyznać, że chociaż na samym początku uwielbiałam Cathy za jej upór i dążenie do celu, tak pod koniec tej części nie było mi jej już tak bardzo żal. Tym razem jej zacięcie i determinacja nie koniecznie odegrały pozytywną rolę.
Podsumowując - mam nadzieję, że trzecia część okaże się przynajmniej tak samo dobra, albo jeszcze lepsza, niż Płatki na wietrze. Ta książka zdecydowanie wywołuje u mnie mieszane uczucia, ale autorka wysoko postawiła sobie poprzeczkę pisząc Kwiaty na poddaszu. Cała seria, przynajmniej na razie, jest oryginalna i dość specyficzna, na pewno nie każdemu się spodoba. Nie mniej jednak - polecam :)