środa, 18 lutego 2015

"Zabójczyni i Władca Piratów" - Sarah J. Maas

Seria: Szklany Tron
Tytuł: Zabójczyni i Władca Piratów
Tytuł oryginalny: The Assassin and The Pirate Lord
Autor: Sarah J. Maas
Ilość stron: 98
Wydawnictwo: Urobos

Książka krótka to i napisanie recenzji nie powinno mi zająć zbyt dużo czasu a tu proszę - zabieram się za to od prawie dwóch miesięcy. Na szczęście mam chwilę na złapanie oddechu to nadrobię zaległości - recenzenckie i czytelnicze.

Zabójczyni i Władca Piratów to jedna z kilku opowieści, która poprzedza wydarzenia ze Szklanego Tronu. Poznajemy w niej nieco młodszą, bardziej porywczą Celaenę, której nie straszne dalekie wyprawy i bójki z piratami. Razem z Samem, chłopakiem, za którym nie przepada, zostaje wysłana do Władcy Piratów po odbiór zapłaty dla Arobynna - najważniejszej osoby w Gildii Zabójców. Gdy jednak dziewczyna dowiaduje się, że spłata długu została ustalona nie w pieniądzach, a w niewolnikach postanawia przeciwstawić się rozkazom... 

Niewątpliwie jest to czytelnicza gratka dla wszystkich miłośników Celaeny i jej przygód. Czytając Zabójczynię i Władcę Piratów mogłam w końcu poznać całą historię, która co jakiś czas jest wspominana we właściwej serii. Poza tym miałam możliwość poznania Sama co też pozostaje nie bez znaczenia. Mimo to historia sama w sobie nie jest porywająca lub innowacyjna. Czyta się przyjemnie i bardzo szybko, ale pozostaje wrażenie niedosytu. Język jest prosty, postacie opisane dość powierzchownie - nawet te ważniejsze. Plus jest taki, że nie trzeba długo brnąć przed tą opowieść. Minus - chciałoby się lepiej poznać bohaterów, ale nie ma na to czasu.

Podsumowując wszystkie plusy i minusy przyznam, że mi opowieść się podobała. Była trochę za krótka, za szybko musiałam pożegnać się z bohaterami, ale za to wniosła co nieco do świata Zabójczyni. Polecam szczególnie tym, którzy wcześniej mieli już okazję poznać Celaenę i jej przygody.

Ocena:6/10 (dobra)

środa, 7 stycznia 2015

"Filary Ziemi" - Ken Follett

Seria: Filary Ziemi
Tytuł: Filary Ziemi
Tytuł oryginalny: The Pillars of the Earth
Autor: Ken Follett
Ilość stron: 830
Wydawnictwo: Albatros

Długo czekałam na przeczytanie Filarów Ziemi. Kilka lat temu wypożyczyłam je ze szkolnej biblioteki dla rodziców, ale wtedy powiedzieli "Monia, przeczytasz jak skończysz 18 lat", a ja, grzeczne dziecko, odniosłam ją tam, skąd wzięłam. Kiedy zobaczyłam w księgarni nowe, jednotomowe wydanie stwierdziłam "muszę ją mieć!". Tak oto książka znalazła się na mojej półce. Od kupienia do rozpoczęcia lektury nie minęło wiele czasu... Gorzej było ze znalezieniem go na czytanie. No ale od czego są wykłady i po co jeździ się tramwajami? W końcu, w czasie nieprzyzwoicie długiej przerwy świątecznej, otoczona morzem łez dotarłam do końca!

Gdy tonie statek, na którego pokładzie znajdował się jedyny syn, spadkobierca króla Anglii zaczyna się nowy rozdział w historii. Umarł Król, niech żyje Król! Po śmierci króla Henryka korony na skronie nie włożyła Matylda, córka króla, której baronowie przysięgli wierność, ale Stefan, królewski siostrzeniec. XII-wieczną Anglię pochłonęła wojna domowa. 

Jednak wojna, szerząca się anarchia, spustoszenie i głód są tylko tłem akcji. Filary Ziemi skupiają się nie na dworskim życiu i intrygach baronów (to też, ale nie przede wszystkim), ale na budowie katedry w Kingsbridge. To ona sprawi, że połączą się losy bohaterów, którzy są od siebie tak różni, a jednocześnie tak podobni. Razem z przeorem Philipem będziemy dążyć do sfinalizowania budowy. Tom Budowniczy nauczy nas uporu i pracowitości, ale również dostrzegania piękna. Z rudowłosym Jackiem będziemy uczyć się żyć wśród ludzi, dowiemy się czym jest złamane serce i poszukamy prawdy o jego ojcu. Każdy z bohaterów tej wielowątkowej powieści zabierze nas w inne, odległe strony. Poznamy z nimi smak życia w XII-wiecznej, opętanej wojną Anglii. Zasmakujemy porażki i zwycięstwa, a wszystko po to, by móc ujrzeć ukończoną katedrę w Kingsbridge - niewielkiej wsi, w której znajduje się podupadłe opactwo.

O bohaterach i ich historiach mogłabym opowiadać długo, ale zepsułoby to całą niespodziankę czytelnikom! Muszę jednak dodać, że oprócz wymienionych (i niewymienionych) męskich postaci Filary Ziemi obfitują w wyraźne bohaterki płci żeńskiej. Żeby nie zdradzać zbyt wielu sekretów przytoczę chociażby córkę króla, Matyldę, której często nie widujemy, ale ma ona duży wpływ na ogólną sytuację. Jest też Ellen, matka Jacka, która od wielu lat ukrywa się z synem w lesie i wiele, wiele innych. Każda z postaci, żeńska czy męska, jest wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju. Ma swoją historię, zwyczaje i poglądy. Mają też twarz, która można sobie wyobrazić. Nic co robią nie odbiega od stworzonej specjalnie dla niech osobowość. To wielka sztuka, która autorowi udała się znakomicie! Poza tym mamy zarówno dobrych jak i złych bohaterów. Są oni skonstruowani tak, że jednych trzeba pokochać, a tych drugich nie da się polubić. Tu też widać kunszt mistrza!

Ogromnym plusem Filarów Ziemi jest ich wielowątkowość. Nie wyobrażam sobie czytania 830 stron, na których na przemian mowa jest tylko o wojnie i budowaniu katedry. Zgrabnie zostały tu wplecione historie bohaterów, ich wspomnienia i ich plany. Poznajemy ich uczucia, namiętności, marzenia... Dzięki temu oprócz pól bitewnych, zamków i kościołów odwiedzamy również targi, okoliczne wsie, leśne polany a nawet tereny zamorskie. Oprócz ostrzenia broni i szukania środków na budowę katedry przyglądamy się sprzedaży wełny, odrzuconym oświadczynom, gwałtom, wynalazkom i przysięgom. Jest w czym wybierać! Czytając o jednym nie możemy się doczekać, żeby przeczytać o kolejnym...

Czy znalazłam jakieś minusy? Zdecydowanie nie. Może to dlatego, że długo czekałam na przeczytanie tej książki. Z drugiej jednak strony mogłam przeżyć ogromne rozczarowanie. To jednak nie nastąpiło (na szczęście!). Czy znalazłam jeszcze jakieś plusy? O tak, całkiem sporo! Prosty, ale przystępny język, plastyczne opisy... Mimo tych 830 stron czas przy Filarach Ziemi nie dłużył mi się, wręcz przeciwnie - nie wiedziałam kiedy minął. Gdy o 4 nad ranem odłożyłam książkę i powiedziałam "skończyłam" nie mogłam uwierzyć, że to już tak późno! Podobało mi się, gdy mogłam gorzko zapłakać nad losem bohaterów, uwielbiałam śmiać się z nimi w chwilach triumfu. Podobało mi się to, że wszystko było realne - wzloty i upadki, powodzenia i klęski... Nikt nie został oszczędzony, ale czy życie kogoś oszczędza? 

Jestem bardzo, na prawdę bardzo zachwycona Filarami Ziemi i uważam, że jest to książka koło której nie da się przejść obojętnie! Polecam serdecznie!

Ocena: 10/10 (wybitna)

piątek, 2 stycznia 2015

Witaj 2015, żegnaj 2014...

... czyli podsumowanie, którego pewnie nikt nie przeczyta. 

Ale co tam, przecież jak już się pisze to nie dla kogoś tylko dla siebie (niech mnie ktoś poprawi jeśli się mylę, ale wydaje mi się, że cele i zamierzenia stawiamy sobie, a później się z nich rozliczamy przed sobą i zazwyczaj mało kogo to obchodzi - ludzie wolą efekty).

Więc żeby nie o suchych faktach mówić, a o konkretnych przykładach (wspominałam już, że uwielbiam liczby!) to parę wykresików, przykładzików i tym podobnych ilustrujących mój miniony czytelniczy rok poniżej!

KSIĄŻKI
zrecenzowane| przeczytane


Liczba książek nie jest powalająca, ale też nie o ilość a jakość chodzi. W tym roku bez wahania mogę powiedzieć, że czytałam książki dobre, które coś mi dały i będę pamiętała o nich na prawdę długo. Lektury obowiązkowe jak i wybrane, na maturę ustną i pisemną a także te, które czytałam dla czystej przyjemności... Wszystkie pozwoliły mi na chwilę zapomnienia, oderwanie się od codziennych spraw i odpoczynek. Łącznie na czytaniu spędziłam około 6 dni - prawie 143 godziny. Całkiem niezły wynik jak na braki czasowe związane z maturą, początkiem studiów i toną rzeczy, które w jakimś tam stopniu pochłaniają ten "czas wolny". 31 stron dziennie to zaledwie pół godziny z książką każdego dnia, ale wiadomo jak to jest: raz usiądziesz i spędzisz nad książka całą noc, a potem przez tydzień nie ma kiedy do niej zajrzeć. Dlatego dumna jestem z tego ponad półmetrowego stosiku, który powstałby, gdybym ułożyła wszystkie przeczytane książki jedna na drugiej... 


FILMY
zrecenzowane|obejrzane


W tym roku obejrzałam znacznie więcej nowych produkcji kinowych niż kiedykolwiek przedtem. W ogóle widziałam więcej całych filmów, nie fragmentów czy seriali (jak dotychczas). I muszę przyznać, że większość z nich na prawdę była dobra. Może nie świetna, rewelacyjna i jedyna w swoim rodzaju... Ale tak - miło spędziłam czas z bohaterami Marvela, policjantami z Jump Street czy Sherlockiem Holmesem. Mam nadzieję, że był to dobry początek czegoś nowego i będę teraz częstszym gościem nie tylko przed telewizorem, ale też w kinie.

Postanowienia Noworoczne?
Owszem, są. Chciałabym przeczytać w tym roku jak najwięcej książek, które kurzą się na półce i z różnych względów jeszcze nie miałam okazji do nich zajrzeć. Zdobyć i pochłonąć Pomnik Cesarzowej Achaji i Grę o Tron. Obejrzeć kilka filmów, które powinnam była zobaczyć wiele lat temu jako "kultowe", ale nigdy nie było mi dane - Forest Gamp, Pulp Fiction, Skazani na Shawshank... Jest jeszcze wiele innych postanowień i mam nadzieję spełnić je w tym roku.

Szczęśliwego, czytelniczego (i nie tylko) 2015!

wtorek, 23 grudnia 2014

"Znak czterech" - Artur Conan Doyle

Seria: Sherlock Holmes
Tytuł: Znak czterech
Tytuł oryginalny: The Sign of Four
Autor: Artur Conan Doyle
Ilość stron: 178
Wydawnictwo: ALGO

Wygląda na to, że znów miałam przerwę w pisaniu. Na szczęście nie w czytaniu - wciąż pochłaniam Filary Ziemi i zanim je skończę jeszcze trochę czasu minie. Tymczasem, łapiąc oddech w okresie Świątecznym, wracam do przeczytanych już książek.

Sherlock Holmes tylko czeka na jakąś wartą uwagi sprawę. Szczerze mówiąc - czeka na jakąkolwiek. Gdy zjawia się panna Morstan nie zwraca uwagi, jak doktor Watson, na jej urodę, ale pochłania każde słowo opowiadanej historii. Trzeba dodać, że niezwykle intrygującej. Otóż, od śmierci ojca co roku na święta otrzymuje jedną perłę. Jest to rzecz niezwykła, ale do tej pory tajemnicą owiane było nie tylko pochodzenie prezentu, ale i darczyńca. Dość niedawno panna Morstan otrzymała list, w którym ktoś nalegał na spotkanie... Nadawca sugeruje, że może wziąć ze sobą dwóch towarzyszy. O eskortę prosi więc Sherlocka Holmesa i towarzyszącego mu doktora Watsona. Razem udają się na spotkanie. Ruszając w drogę nie spodziewają się, że przyjdzie im zmierzyć się nie tylko z przeszłością ojca panny Morstan, ale też z ludźmi gotowymi na wszystko. Z ludźmi, którzy podpisują się Znakiem Czterech.

Nie ukrywam, że znałam zakończenie zanim sięgnęłam po książkę. Wiele razy, w wielu wersjach widziałam adaptacje Znaku Czterech. Jednak książka, to zawsze książka, bez względu na to czy historię się zna, czy nie. Sherlock Holmes powraca i rozwiązuje kolejną, ciekawą i nietypową sprawę. Poszukiwania przeplatają się ze wspomnieniami nadawcy listu (i nie tylko), nietuzinkowe metody śledcze stawiają czoła wyzwaniom stawianym przez sprawę jak i sceptycyzmowi funkcjonariuszy Scotland Yardu. Akcja ma swoje tempo, które nie zwalnia ani na chwilę. Są momenty, w których możemy złapać oddech, ale zaraz znów ruszamy w pościg lub wysilamy nasze zwoje mózgowe by rozwikłać zagadkę.

Pojawiające się w tej części postaci są dość charakterystyczne dla opowiadań o Holmesie. Oczywiście są Sherlock jak i doktor Watson, których relacja staje się coraz bardziej zażyła, pojawia się niezawodna Banda z Baker Street oraz gosposia - pani Hudson. Oprócz nich mamy zaszczyt poznać młodą, urodziwą i bardzo zaradną pannę Morstan, która przychodzi z zagadką do rozwiązania. Tajemniczego nadawcę listu pragnącego sprawiedliwości oraz dziwnego przybysza z nieznanego nam lądu. Jest też standardowo detektyw ze Scotland Yardu, który najpierw znieważa metody Holmesa, potem im pobłaża, a na końcu przypisuje sobie wszystkie zasługi. Mieszanka pierwsza klasa!

Książkę czyta się szybko i przyjemnie. Jest to dawka akcji, zagadek i tajemnic, które można rozwiązać w jeden wieczór, a wspominać trochę dłużej. Na prawdę bardzo dobra, polecam (chociaż Sherlocka chyba nikomu polecać nie trzeba... ;) ).

Ocena: 7/10 (bardzo dobra)