niedziela, 26 lipca 2015

"Gra o Tron" - George R. R. Martin

Seria: Pieśń Lodu i Ognia
Tytuł: Gra o Tron
Tytuł oryginalny: A Game of Thrones
Autor: George R. R. Martin
Ilość stron: 837
Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Od postanowienia do przeczytania minęło sporo czasu... Na szczęście los trochę mi dopomógł i w końcu udało mi się wypożyczyć Grę o Tron z biblioteki. Zanim jednak to nastąpiło... Obejrzałam serial. Mimo to książka wywarła na mnie na prawdę dobre wrażenie - nie nudziłam się jeszcze raz przerabiając tę samą historię.

Długie lato niedługo się skończy. Na Murze Czarni Bracia coraz częściej mówią o nadchodzącej zimie, która ma być mroźniejsza i straszliwsza niż wszystkie dotychczasowe. Zapomniane zło niedługo zapuka do bram, a tymczasem w Westeros ludzie borykają się z innymi problemami. Z niewyjaśnionych przyczyn zginął królewski Namiestnik, a król Robert, który niegdyś był mężem silnym i odważnym, pragnie na tym stanowisku widzieć swego najlepszego przyjaciela - Neda Starka, namiestnika Północy. Zadanie Namiestnika nie jest łatwe - to tak na prawdę on rządzi w Siedmiu Królestwach, podczas gdy Król ucztuje, bawi się i płodzi kolejne bękarty. Honor nakazuje Nedowi ruszyć za Robertem na południe, serce podpowiada, by został w Winterfell. Jakie konsekwencje będą niosły za sobą decyzje Starka?

W Grze o Tron poznajemy wielu bohaterów, ale tylko części z nich będziemy stale towarzyszyć. Szczególne więzi połączą nas z rodem Starków - Nedem, namiestnikiem, jego żoną Catelyn oraz dziećmi: Robbem, Sansą, Aryją, Branem i Ricconem oraz nieślubnym synem Jonem Snow. Dowiemy się też co słychać u królowej Cersei i jej braci - Jamiego i Tyriona. Popłyniemy również na drugi brzeg wąskiego morza, do Wolnych Miast, gdzie ukrywają się dzieci obalonego przez Roberta szalonego króla Aerysa - Viserys i Daenerys. Razem z nimi będziemy przemierzać bezkresne krainy i zwiedzać stare miasta. Weźmiemy udział w biesiadach, turniejach, bitwach i poznamy ich najskrytsze tajemnice.

Akcja Gry o Tron jest wartka, stale coś się dzieje. Jedna intryga goni następną. Na szczęście na samym początku możemy spokojnie zaznajomić się z bohaterami. Dopiero po pewnym czasie wątki zaczynają się mnożyć w zastraszającym tempie i jeśli chociaż na moment przestaniemy się skupiać, to może ominąć nas coś niezwykle ważnego. Język jest przystępny i dość barwny. Przez tekst przewijają się wulgaryzmy i krwawe opisy, ale nie przejmują one kontroli nad powieścią. Niezwykle ciekawy w Pieśni Lodu i Ognia jest świat, w którym rozgrywa się akcja Gry o Tron (i kolejnych części oczywiście). Już tylko dla niego, dla wierzeń ludzi we wszystkich zakątkach tego świata, kultur poszczególnych klanów i nacji warto zajrzeć do tej książki. Na prawdę miło spędziłam czas mocno kochając i mocno nienawidząc poszczególnych bohaterów. Polecam!

Ocena: 8/10 (znakomita)

niedziela, 12 kwietnia 2015

"Jupiter: Intronizacja" | Film

Tytuł: Jupiter: Intronizacjia
Tytuł oryginalny: Jupiter: Ascending
Reżyseria: Andy i Lana Wachowscy
W rolach głównych: Mila Kunis, Channing Tatum
Premiera: 27.01.2015 (świat), 06.02.2015 (Polska)
Produkcja: USA


Trudno nazwać to "świeżą recenzją", bo od obejrzenia filmu do jej napisania minęło trochę czasu... Filmu już od kilku miesięcy w kinach nie ma i pozostało tylko, no właśnie - co? Czekać na wydanie na DVD albo premierę telewizyjną? Kontynuację? Czy ogłoszenie, że projekt się nie powiódł i na tym historia się kończy?

Jupiter (Mila Kunis) to młoda dziewczyna, która zarabia na życie sprzątając domy wraz z ciotką i matką. Co dzień rano wstaje z myślą, że chciałaby żyć inaczej, z myślą, że nienawidzi swojego życia. Ma kilka marzeń - między innymi chciałaby kupić teleskop, ale za co? Nie bez wahania zgadza się na pomysł zarobku wymyślony przez kuzyna. Ma poddać się zabiegowi... Gdy już znajduje się na fotelu zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Raz stoją przed nią lekarze w kitlach, a chwilę później wyglądają jak przybysze z kosmosu. Żeby tego było mało do pomieszczenia wlatuje uzbrojony i niebezpieczny typ (Channing Tatum), który najwyraźniej próbuje ją uratować przed zgrają obcych. Dlaczego? Sprawa wcale nie jest taka prosta jak się wydaje. Jupiter chciałaby wrócić do domu, ale gdzie tak na prawdę jest jej dom? Po co Caine Wise, genetycznie zmodyfikowany łowca, ją ratował? Kto stoi za napaścią, a kto za wybawieniem młodej dziewczyny, która nie jest taka zwyczajna jak jej się wydaje? Czy dziedzictwo jej przeznaczone zostanie jej odebrane przez rodzeństwo Abrasax? 

Można by zadać wiele pytań dotyczących fabuły. Wzbudzałyby zainteresowanie, ale również zdradzały ciąg dalszy historii, która jest na prawdę ciekawa. Tak, ciekawa. Spotkałam się z wieloma recenzjami i sama oglądałam film - cokolwiek mówią o aktorach, wrażeniu ogólnym itp. to na pewno nie można zarzucić rodzeństwu Wachowskim braku pomysłów i kreatywności. Jestem ciekawa czy Jupiter: Intronizacja doczeka się kontynuacji, a jeśli tak, to kiedy. Świat, który odwiedzamy z Milą Kunis, Channingiem Tatum, Seanem Beenenm i Eddiem Redmaynem (którego bardzo chciałam zobaczyć w roli czarnego charakteru!) jest intrygujący i zaskakujący. Pełno w nim absurdów, paranoi i okrucieństwa, ale bez paniki - znajdzie się miejsce na śmiech. 

Chociaż mam pozytywne uczucia związane z filmem, to nie sposób nie zauważyć kilku dość istotnych i wpływających negatywnie na film szczegółów. Chyba, że taki był zamysł - kto to wie? Jest kilka fragmentów, w których bohaterowie zdają się zupełnie nie wiedzieć co robią w świecie, w którym się znajdują. Tak jakby aktorzy nie czuli swoich postaci, emocji i uczuć, które ich otaczają. Albo wręcz przeciwnie - przerysowują je wywołując salwy śmiechu. Zamiast kina akcji mamy wtedy do czynienia z komedią kategorii B. Jest dużo świateł, trochę dziwadeł, sporo efektów specjalnych, które nie zawsze są potrzebne. Mimo to dostrzegam sporo plusów. Wizualizacja świata, który poznajemy z główną bohaterką, jest bardzo realistyczna i bajkowa za razem. Podobały mi się też stroje - niebanalne, piękne. 

Co do aktorów - nie powiem, że byli fantastyczni. Nie powiem też, że byli beznadziejni. Najlepiej byłoby nie mówić nic, ale jak już zaczęłam to powiem, że każdy z nich zagrał przeciętnie. Nie tak dobrze jak nas do tego przyzwyczaili, ale też tą rolą nie zaprzepaścili szans na dalszą karierę i nie zasłużyli na Złotą Malinę. Wcielili się w swoje role, ubrali się w przygotowane stroje i wyszli przed kamerę. Nie było źle. Chociaż liczyłam na więcej Eddiego Redmayna w filmie, to jego brak rekompensował w dużej mierze Channing Tatum. :)

Jeśli kiedyś wyemitują w telewizji, to polecam obejrzeć, ale chyba na DVD sobie nie kupię :)

czwartek, 19 marca 2015

"Kopciuszek" | Film

Tytuł: Kopciuszek
Tytuł oryginalny: Cinderella
Reżyseria: Kenneth Branagh
W rolach głównych: Lily James, Cate Blanchett, Richard Madden
Premiera: 13.02.2015 (świat), 13.03.2015 (Polska)
Produkcja: USA

Kopciuszek to jeden z kilku długo wyczekiwanych przeze mnie filmów. Po dużym sukcesie Czarownicy bazującej na dość znanej bajce o Śpiącej Królewnie przyszła pora na film o kolejnej bohaterce Disneya. Tym razem na tapet wzięta została nie królewna, ale zwykła dziewczyna, córka kupca - Ella.

Ella, jedyna córka kupca i jego żony, to dziewczę miłe, dobre i odważne. Gdy przychodzi jej zmierzyć się ze śmiercią matki, idąc za jej radą, przyrzeka być zawsze dobra i odważna. Po kilku latach ojciec ponownie się żeni - tym razem nie z miłości, bo pamięć o matce Elli jest wciąż żywa, ale z dobroci. Do ich domu wprowadza się Macocha ze swoimi dwiema rozpuszczonymi córkami - Anastazją i Gryzeldą, i kotem Lucyferem. Na tym nie kończy się udręka dziewczyny. Krótko po przyjeździe nowych domowników Pan Domu musi wyjechać w interesach. Fatum, pech albo może niesprawiedliwy los zesłał na niego chorobę i zmarł w drodze. Ella została sama. Macocha odkryła swoje prawdziwe oblicze i wykorzystywała dziewczynę jak tylko mogła. Szybko Ella stała się gosposią we własnym domu. Jednak nie wszystko da się znieść bez mrugnięcia okiem  - pewnego dnia roztrzęsiona i zrozpaczona wsiada na konia i pędzi przed siebie, by tylko znaleźć się jak najdalej od Macochy i jej córek. Niespodziewanie... wpada na księcia. Resztę historii znamy - zaproszenie na bal, dla wszystkich panien w mieście, dobra wróżka, karoca z dyni, szklane pantofelki i poszukiwania Tajemniczej Nieznajomej...

Cóż takiego bajkowego było w Kopciuszku? Nie skłamię chyba, jeśli powiem, że wszystko. Na samym początku należy nadmienić, że jest to ta wersja z happy endem, nie mroczniejsza, bliższa oryginału. W filmie urzeka nas każdy szczegół - stroje, muzyka, chwytające za serce dialogi, gra aktorska, scenografia... Dopełniają się nawzajem i tworzą obraz tak bliski (przynajmniej moim) wyobrażeniom o bajkowym świecie, że trudno oderwać oczy od ekranu. Kenneth Branagh zadbał o wszystkie, nawet najdrobniejsze szczegóły w tej superprodukcji i dzięki temu możemy oglądać w akcji małych myszowatych przyjaciół Kopciuszka jak i podziwiać pełną przepychu salę balową na królewskim zamku.

Trochę to będzie "dziewczyńskie", nawet aż nazbyt jak na mnie, ale po filmie nasuwa mi się jedna (ale nie jedyna) refleksja: ALE KSIĄŻĘ BYŁ PRZYSTOJNY! To już nawet nie chodzi o aktora (chociaż nie powiem, w innych rolach Richard Madden też jakieś tam wrażenie robi), ale o charakteryzację, strój, dialogi, postawę - był księciem kompletnym, bajkowym. Takim, o jakim marzą wszystkie małe dziewczynki (no, nie tylko te małe) kiedy zapragną być księżniczkami. Idąc dalej tym tropem swoje przysłowiowe "trzy grosze" wcisnęły tu też Cate Blanchett i Helena Bonham Carter odpowiednio w rolach Macochy i Dobrej Wróżki. Zwykle obie aktorki kojarzymy raczej z bohaterami o przeciwnych charakterach, niemniej jednak pokazały klasę i kunszt aktorski nadając swoim postaciom charakter oraz kreując przestrzeń wokół swojego bohatera. No i na sam koniec wisienka na torcie, Lily James w roli Kopciuszka. Ach, co to za dziewczyna! Przyznam szczerze - widziałam ją po raz pierwszy, ale od samego początku zyskała moją sympatię. W swojej roli nie była pretensjonalna, ale naturalna i delikatna, czasami nazbyt naiwna, ale czy Kopciuszek nie był właśnie taki? Rozpływam się, ale bez bicia przyznaję, że jest moim ucieleśnieniem postaci z bajki...


Podsumowując, gdy tylko nadarzy się taka okazja obejrzę jeszcze raz, a potem kolejny i kolejny... Jak wszystkie kultowe animacje Disney'a i ten film będę niedługo znała na pamięć! I jeszcze nie raz zapłaczę ze smutku i ze szczęścia razem z Ellą! Polecam :)

środa, 18 marca 2015

"Tylko dla Twoich oczu" - Ian Fleming

Seria: James Bond
Tytuł: Tylko dla Twoich oczu
Tytuł oryginalny: For Your Eyes Only
Autor: Ian Fleming
Ilość stron: 212
Wydawnictwo: Rzeczypospolita SA

Bonda darzę ogromną sympatią. Chociaż dookoła wiele się dzieje udało mi się znaleźć trochę czasu (w komunikacji miejskiej, a gdzieżby indziej) na przeczytanie ostatniej znajdującej się w moim posiadaniu książki o przygodach 007. Co było w niej takiego, że mimo większych lub mniejszych przerw wciąż czytałam ją z tym samym zaangażowaniem? Tylko dla Twoich oczu to zbiór opowiadań krótszych lub dłuższych traktujących mniej lub bardziej o szpiegowskich (i nie tylko) akcjach Jamesa Bonda.

Nie będę rozwodzić się nad fabułą - jest dość zróżnicowana. Każde opowiadanie ma w sobie cząstkę tego, co znamy: odrobinę tajemnicy, szczyptę konspiracji, ogromne pokłady zaskoczenia, piękne kobiety i niebezpieczeństwo. Czasami miałam wrażenie, że opowiadania mogłyby być częścią czegoś większego, wątkiem pobocznym lub podsumowaniem jakiejś bardziej zagmatwanej przygody 007. Mimo tego, że nie były ze sobą połączone w żaden sposób (a może właśnie dlatego) czytało się je z zaciekawieniem, szybko przewracając kartki.

Bohaterowie poszczególnych opowiadań byli z nami krótko - ich egzystencja trwała zaledwie kilka stron, ale o każdego autor się zatroszczył. Nie było grubo ciosanych, topornych postaci (sztampowe i stereotypowe - owszem, ale zawsze zgrabnie opisane). Wszyscy oni sprawiali, że na chwilę mogliśmy przenieść się razem z Bondem na słoneczne Seszele albo w niedostępne i zalesione góry Ameryki Północnej. Razem z nim i pozostałymi bohaterami mogliśmy spędzać nudny wieczór przy umówionym obiedzie jak i brać udział w walce z przemytnikami narkotyków.

Opowiadania są dobre. Czyta się je szybko, przyjemnie, bez stuprocentowego zaangażowania, czyli lektura idealna w podróży lub na krótki odpoczynek w wirze pracy, nauki i "ważnych rzeczy". Polecam, szczególnie miłośnikom agenta 007.

Ocena: 6/10 (dobra)