niedziela, 8 stycznia 2012

"Makbet" - William Shakespeare

Tytuł/Tytuł oryginalny: Makbet
Autor: William Shakespeare
Tłumaczenie: Józef Paszkowski
Ilość stron: 106 + opracowanie
Wydawnictwo: GREG
Ocena: 7/10

William Shakespeare znany jest jak świat długi i szeroki, ale nie jest do końca pewne, czy taki ktoś w ogóle istniał. Istnienie Shakespeare'a, a więc i jego twórczość, owiana jest tajemnicą. Być może był to pseudonim innego artysty, a może jednak żył na prawdę? Kto to wie? Są to jednak tylko domysły ludzi poszukujących intrygujących historii, nam pozostaje zadowalać się lekturą. Do tej pory miałam do czynienia tylko z jednym jego dziełem: Romeo i Julia. Nie od dziś wiadomo mi jednak, że napisał więcej. Nie obce są mi takie tytuły jak Otello czy Sen nocy letniej, jednak nie miałam jeszcze okazji zapoznać się z nimi tak jak należy. Teraz jednak mogę pochwalić się znajomością już drugiej tragedii pióra Shakespeare'a, Makbeta.

Jest to utwór mówiący bardzo dużo o wewnętrznej przemianie człowieka. Tytułowy Makbet, wspaniały dowódca szkockiej armii, spotyka na swej drodze trzy Czarownice, które swoim powitaniem przepowiadają mu jego przyszłość. Według ich zapewnień ma on stać się królem. Nie wierzy on zbytnio słowom napotkanych kobiet, jednak jego żona, Lady Makbet, namawia go do wypełnienia swojego losu: proponuje mu współudział w zabójstwie obecnego króla Szkocji, który gościć ma u nich w zamku. Makbet niechętnie przystaje na to. Jednak ambicja wzięła górę i własnymi rękoma zamordował króla. Od tego momentu zmienił się nie do poznania. Początkowo roztrzęsiony i przerażony każdym szeptem, stał się później wręcz zuchwały, pewny, że nikt ie jest w stanie stawić mu czoła i odebrać tronu.

W tej historii Shakespeare pokazuje nam jak szalony może stać się człowiek, którego do złego popycha chęć zdobycia władzy. Szaleje on i jego otoczenie. Obsesyjnie próbuje zmyć krew ze swoich rąk - dosłownie i w przenośni.

Jak na dramat średniowieczny przystało znajdziemy tu nieco archaizmów, a język nie będzie tak łatwy jak w przypadku ówczesnych powieści. Zawiłe zdania, przenośnie, przerzutnie i wiele innych zabiegów artystycznych, które upiększają utwór, ale jednocześnie utrudniają czytanie zostało wykorzystanych przez autora w Makbecie.

Historia Makbeta jest naprawdę warta uwagi. Mimo tego, że niektóre książki przestają być chętnie czytane, tylko dlatego, że są lekturami obowiązkowymi w szkole, myślę, że Makbet dalej jest historią wciągającą. Nic na tym nie stracił, tylko zyskał czytelników. Polecam, na prawdę warto! Czy jako rozrywkę czy jako lekturę szkolną :)

okładki: 1) wydawnictwo GREG, 2) wydawnictwo W.A.B, 3) wydawnictwo Znak

"Excalibur" - Bernard Cornwell

"Nic nie jest już w stanie ochronić Brytanii przed zalewem wrogów. Metoda poróżniania dwóch konkurujących ze sobą saskich wodzów, Cedryka i Aelle'a przestaje być skuteczna, przejrzeli oni bowiem grę przeciwnika i wszystko wskazuje na to, że - wcześniej czy później - zjednoczą swe siły. Kolejną plagą nękającą Brytów, zwłaszcza tych, którzy nie chcą rezygnować z dawnych wierzeń, jest szerzące się niczym zaraza chrześcijaństwo. Wydaje się więc, że przejście starzejącego się Artura na nową wiarę jest tylko kwestią czasu.
Kiedy znikąd nie można spodziewać się pomocy, trzeba - jak zawsze w dziejach Brytanii - zwrócić się do bogów. Tyle że bogowie żądają krwawej ofiary, a Merlin - może z powodu starości - staje się bardziej ludzki i miewa wątpliwości."
Tekst z okładki

Seria: Trylogia Arturiańska / The Warold Chronicles
Tytuł: Excalibur
Tytuł oryginalny: Excalibur, a novel of Arthur
Autor: Bernard Cornwell
Tłumaczenie: Paweł Korombel
Ilość stron: 463
Wydawnictwo: DaCapo
Ocena: 8/10


Jeśli mogę coś powiedzieć na temat ostatniej części oraz całej Trylogii, to na pewno to, że bardzo mile spędziłam z nimi czas. Jestem pozytywnie zaskoczona serią B. Cornwella opowiadającą o Arturze i o Brytanii z jego czasów. W Excaliburze Artur jest już stary (jeśli 40-latka można nazwać starym!!!), ale mimo to świetnie radzi sobie z dowodzeniem armią i trzyma w ręku realną władzę. Jest jednak zmęczony rządzeniem Dumonią, bo jedyne, czego tak na prawdę pragnie, to osiedlić się w jakimś cichym i spokojnym miejscu i wieść normalne życie.
Merlin pragnie przywołać pradawnych bogów Brytanii, ale zanim uda mu się (albo i nie) tego dokonać będzie musiał stawić czoło Arturowi i jego sprzymierzeńcom, którym nie w smak są obrządki Druida.
Inni przeciwnicy starego porządku również nie próżnują. Sasi odrzucili na bok dawne spory tylko po to, aby wspólnie stawić czoła Brytom i zagarnąć dla siebie jak najwięcej ziem, kobiet i niewolników. Z kolei chrześcijanie są coraz bardziej przekonani, że tylko ich Bóg może zwyciężyć i to w nim, oraz armii Meuriga, króla Gwentu, pokładają swe nadzieje.

Jest to ostatnia część i, mimo triumfu, Artur w końcu polegnie, lecz jego śmierć będzie okupiona tragedią wielu innych ludzi. Na szczęście zanim to nastąpi szczęście uśmiechnie się do niego i jego popleczników. Zasmakuje życia takiego, jakiego od zawsze pragnął z ukochaną kobietą i synem u boku. A później z rodziną syna - żoną i wspaniałymi wnukami. I przez parę cudownych lat będzie wiódł sielskie życie. Lecz los jest nieubłagany...

W ciągu lektury zmieniało się moje nastawianie do poszczególnych postaci oraz sposób, w jaki patrzyłam na wydarzenia przedstawione w Trylogii Arturiańskiej. Być może było to sprawką narratora, zacnego Derfla, który wraz z upływem czasu zaczynał pojmować rzeczy w inny sposób. Był on też postacią, którą niezmiennie darzyłam sympatią. On oraz Ceinwyn, jego ukochana. Ale wszyscy inni, którzy od początku byli uwikłani w tą historię: Merlin, Nimue, Morgana, Mordred, Ginewra, Lancelot - oni wszyscy bardzo się zmienili i pod koniec nie patrzyłam na nich tak samo jak wtedy, gdy zaczynałam Zimowego Monarchę. Niektóre zmiany wyszły na dobre, ale przez większość z nich zmieniłam swoje nastawieni to poszczególnych postaci na gorsze. W wyniku pewnej tajemniczej historii związanej z pochodzeniem Derfla w moich oczach bardzo zyskał saksoński król Aelle, który okazał się wspaniałym człowiekiem, z kolei w związku z szałem Skarbów Brytanii, który ogarnął Nimue, przestałam darzyć ją sympatią. Nie przejmowała się żywymi i dążyła do swego "po trupach do celu". Dosłownie.

Podsumowując jednak Excalibura, jest to część w której od początku do końca między słowami przemyka widmo nieszczęścia, które nawet w szczęśliwych chwilach daje o sobie znać. Mimo to radość, która gości u bohaterów tej powieści jest nie do opisania. Artur zwycięża Sasów, odnajduje spokój u boku kobiety, chociaż nie jest pewny czy postępował słusznie żeniąc się ponownie. Mordred zdobywa sławę walecznego rycerza i rządzi Dumonią osobiście wymierzając swoją sprawiedliwość.

Cała seria od samego początku Zimowego Monarchy przez Nieprzyjaciela Boga do ostatniej strony Excalibura warta jest poświęcenia czasu. Podczas lektury czas płynie szybciej, akcja toczy się własnym, wartkim tempem, a my mamy wrażenie, ze uczestniczymy we wszystkich tych wydarzeniach razem z Arturem i pozostałymi. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona Trylogią Arturiańską Bernarda Cornwella i z całego serca polecam ją wszystkim! :))

czwartek, 5 stycznia 2012

Top 10: książki do przeczytania w 2012 roku

Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu na blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Tematy w każdy piątek pojawiają się na blogu Klaudyny.


Temat na ten tydzień to "książki do przeczytania w 2012 roku"


Już od jakiegoś czasu snuję plany co do tego co przeczytam w najbliższym czasie, czyli w przybywającym roku. Moja "Top 10" przedstawia się następująco:


Gra Anioła to książka, która na mojej półce zalega od bardzo dawna. Po przeczytaniu Cienia Wiatru mam ogromną ochotę zapoznać się z kontynuacją historii, którą stworzył dla nas Carlos Ruiz Zafón. Jest to jednak książka dość obszerna, więc planuję przeczytać ją podczas dłuższych ferii lub wakacji.


Trylogię Millenium otrzymałam na Święta, ale lekturę planuję od bardzo dawna. Co chwile czytam gdzieś lub słyszę same pochlebne opinie. Ponad to niedługo wychodzi film na podstawie tej trylogii, który bardzo chciałabym obejrzeć. 


Przekleństwo Odi to trzecia część trylogii Wojna Czarownic, którą czytałam ponad rok temu. Jednak do tej pory nie udało mi się nigdzie dostać ostatniej części i oczekiwanie na zakończenie przeciągało się niemiłosiernie. Teraz książka stoi na półce i czeka na swoją kolej w 2012 roki.


Północ - jest to kolejna książka, która jest częścią pewnej sagi. Pozostale części Pamiętników Wampirów czytałam na początku zeszłego roku, a teraz muszę dokończyć to co zaczęłam.


Książka 1Q84 to pozycja z którą postanowiłam się zapoznać, ponieważ tak często mówi się o niej u Klaudyny. Oprócz tego, po przeczytaniu recenzji, byłam bardzo zafascynowana akcją książki i chyba właśnie to przekonało mnie to wciągnięcia jej na tą listę.


Dracula to klasyk, który mrozi krew w żyłach. Teraz, gdy tyle jest w literaturze młodzieżowej wampirów lśniących i kochających chciałabym poznać wampira-potwora. Takiego wampira, który rzeczywiście byłby groźny i za razem fascynujący.


Z Szeptem spotkałam się po raz pierwszy na lekcji języka polskiego, kiedy to każdy miał zaprezentować książkę wartą przeczytania. Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona, ale niestety do tej pory nie miałam okazji bliżej przyjrzeć się tej pozycji.


Ofiara w środku zimy zapowiada się na trzymający w napięciu kryminał. Jest to jedna z czterech książek, które opowiadają o morderstwach - każda na jedną porę roku. W bibliotece udało mi się znaleźć tylko część "letnią", ale może to właśnie od niej zacznę?


Książę mgły to kolejna książka napisana przez Zafóna, która znalazła się na mojej liście. Mogłabym wciągnąć tu jeszcze Pałac Północy. Wierzę, że napisane będą w klimacie podobnym do Świateł Września. Wtedy znakomita lektura młodzieżowa gwarantowana!


Dotyk zła to jedna z książek Alex Kavy, która ostatnio jest bardzo chwaloną autorką. Mam ogromną ochotę zapoznać się z jej twórczością!




Mam nadzieję, że w roku 2012 uda mi się przeczytać książki, które sobie wybrałam. Te i wiele więcej. Niektóre z tomów, które stoją już u mnie na półce są bardzo obszerne i wydaje mi się, że czytanie ich zajmie mi trochę czasu, ale uśmiech pojawia mi się na twarzy, kiedy o nich myślę :)

środa, 4 stycznia 2012

"Nieprzyjaciel Boga" - Bernard Cornwell

"Nad Brytania znów zbierają się czarne chmury; co gorsza, niebezpieczeństwo zagraża nie tylko ze strony coraz silniejszych Saksońskich wodzów, Cedryka i Aelle'a. Ambicje Lancelota są nienasycone, Ginewra zatraca się w swym oddaniu kultowi Izydy, chrześcijanie zaczynają wpadać w religijną histerię i coraz częściej rozlegają się głosy, że nieudany wnuk Uthera, Mordred, nie nadaje się na Wielkiego Króla. Artur głuchy na argumenty przyjaciół, którzy tylko w nim widzą króla zjednoczonej Brytanii, za wszelką cenę - niepomny na polityczny rozsądek - chce dotrzymać ślubów i strzec tronu Mordreda.
Jedynie Merlin nie ma wątpliwości. Stary druid wie, co trzeba zrobić, by ocalić kraj, który - według niego - podupada nie z powodu  Saksonów, lecz dlatego, że opuścili go pradawni bogowie. Aby ocalić Brytanię, należy ją zwrócić dawnym bogom, lecz do tego potrzeba trzynastu skarbów Brytanii. Żeby zdobyć ostatni z tych skarbów, musi się udać na Ciemną Drogę."
Tekst z okładki

Seria: Trylogia Arturiańska / The Warold Chronicles
Tytuł: Nieprzyjaciel Boga
Tytuł oryginalny: Enemy of God
Autor: Bernard Cornwell
Tłumaczenie: Jerzy Żebrowski
Ilość stron: 478
Wydawnictwo: Da Capo
Ocena: 8/10

Z drugą częścią Trylogii weszłam w rok 2012. Uważam, że jest to świetnie nadająca się na początek książka. Zwiastuje mi cały rok spędzony przy znakomitych lekturach. Wraz z bohaterami powieści Cornwella składam Wam wszystkim życzenia wspaniałego 2012 roku oraz chwil mile spędzonych z książką w dłoni. Artur na pewno życzy Wam odwagi i prawdziwych przyjaciół, Ginewra wiecznego piękna, a Lancelot jak najwięcej władzy. Merlin zwróci się ze swoimi prośbami do bogów Brytanii, a biskup Sansum wzniesie modły do Boga. Tym samym nie musicie martwić się o tegoroczne problemy. Jak widzicie sprzyjają Wam legendarni Brytowie.

Moja opinia
W Nieprzyjacielu Boga jest dużo mniej akcji, która rozgrywa się podczas wojny. Nie ma tak spektakularnych bitew jak w pierwszej części, bo dlaczego ktoś miałby walczyć w czasie pokoju? Arturowi udało się osiągnąć zamierzony cel przynajmniej po części. Zwaśnione królestwa Brytów zaprzestały walki między sobą i gromadziły siły do wojny z najeżdżającymi ich ziemię Saksonami. Został za to rozwinięty wątek Skarbów Brytanii, które chciał zebrać Merlin. Więcej też dowiedzieliśmy się o przeszłości i pochodzeniu Derfla oraz prywatnych troskach Artura. Wszystko to prowadziło nas po części do konfrontacji z Saksońskimi wojskami rozgromionymi przez armię Dumonii oraz dalej, do wielkiego buntu i szaleństwa chrześcijan, zdrady Ginewry i Lancelota...

Zawsze za najlepszą uznawałam pierwszą część serii. Jest to po prostu coś nowego. I tym razem nie zmienię mojego zdania. Chociaż drugi tom serii napisanej przez Cornwella jest na prawdę świetny i czyta się go znakomicie to nie dorównuje Zimowemu Monarsze.

Język książki jest prosty, a granica między pierwszą i drugą książką serii prawie niezauważalna. Wątek rozpoczyna się dokładnie w tym momencie, w którym został przerwany. W tej części częściej niż poprzednio pojawiają się takie postaci jak Amhar i Loholt - nieślubni synowie Artura, którzy szczerze go nienawidzą; Dinas i Lavaine - druidzi, którzy wspomagają rządnego władzy Lancelota oraz Ceinwyn, ukochana Derfla. Jest za to dużo mniej Nimue.

Książkę polecam równie mocno jak pierwszą część serii, Zimowego Monarchę.